Z Brosarp do Malmo

To miał być ostatni etap wyprawy, kierunek Malmo, prosto na zachód. Był pomysł jechać szlakiem pieszym, ale z nimi to jak już wiadomo różnie bywa. Często są to ścieżki wiodące przez pola albo nawet bez ścieżki, więc jadąc w poszukiwaniu noclegu wybieramy normalne drogi.

Ale za to przy szlakach pieszych są super zorganizowane miejsca na nocleg z shelterami.

Woda ze strumienia, woda ze studni.

Pierwszy odcinek prowadził wzdłuż rzeki Verkean. Nie był łatwy, ale za to ciekawy 🙂

Po drodze zwiedzamy Hallamola kvarn.

Był młyn, był wodospad, tylko dobrej pogody nie było.

Alunbrukets.

Celem jazdy wzdłuż rzeki był pałac Christinehofs.

W parku obok niego nad jeziorem była też kładka, w zasadzie to ona była naszym głównym celem, wypatrzonym na google jeszcze w kraju.

Fajne miejsce, choć odnosimy wrażenie, że czas świetności tej kładki minął dawno temu.

Lovestad, piękne niewielkie miasteczko artystów, z mnóstwem galerii i miejsc przez nich tworzonych.

Sjobo.

Po drodze mijamy kilka wiatraków.

A Korbeczka gdyby nie ta siatka, to niewątpliwie miałaby niezłe branie.

Kolejny nocleg znajdujemy nad jeziorem Vombsjon.

Jadąc dalej w kierunku Sodra Sandby przecinamy kolejne rezerwaty.

Dzisiaj nieco więcej słońca, ale od dwóch dni bawimy się w berka z chmurami i deszczem. I wiatrem typu „w morde wind”.

Szczegolnie ciekawe miejsce znaleźliśmy nad jeziorem Krankesjon. Spora baza noclegowa, wieża obserwacyjna i kładka do czatowni. No i ogólnie sporo tu osób z aparatami było.

Mieliśmy jechać do Lund, aby spotkać się z nasza koleżanką Gracją, ale pogoda nam to nieco uniemożliwiła, więc poszukaliśmy skrótów przez Dalby. A przy okazji Wanda odnalazła kolejny zapomniany kolejowy szlak 😉

Może nie był tak przygotowany jak poprzednie, ale i tak nam się podobało.

Kyrkheddinge kyrka.

Ostatni odcinek to dłuuuugi i monotonny wjazd przez przedmieścia do Malmo, aby jeszcze dojechać do campingu mieszczącego się na drugim końcu miasta.

Kemping w wysokim standardzie, ale akurat był zamknięty domek w którym można było normalnie posiedzieć, więc nasze ogólne niezadowolenie, z gotowania w kuchni na stojąco, odległości od namiotu do toalety, namiotu stoj,ącego na otwartej przestrzeni przy dużym wietrze… sprawiło że po przenocowaniu tam jednej nocy uciekliśmy na jeden dzień do Kopenhagi. Jednak nocowanie na dziko jest najlepsze.

Jeszcze było krótkie zwiedzanie Malmo i pociągiem pojechaliśmy do Danii. Wanda znowu gdzieś wynalazła jakieś darmowe campingi, więc trzeba było to sprawdzić, a przy okazji pojeździć sobie po Kopenhadze.

Poza tym masakryczny wjazdem do Malmo, to był bardzo interesujący odcinek naszej wyprawy.

Komentarze

komentarzy