Dookoła Grodna

Mimo walki z komarami nastroje są całkiem dobre. Jedziemy w kierunku Grodna, aby wieczorem połączyć się z dziewczynami z Warszawy.

Czasami może się wydawać, że to my jesteśmy większa atrakcją dla Białorusinów, niż Białoruś dla nas. W jednej z miejscowości dorwaliśmy bankomat, który znajdował się przy Urzędzie Gminy, a tam impreza bo awansował gdzieś wyżej ich były już Burmistrz, a że byliśmy w pobliżu, to jedna z Pań (której Grzegorz mocno wpadł w oko) zaprosiła wszystkich na kawę do środka 🙂

Pomniki Lenina są wszędzie, niemal w każdej większej miejscowości, a jak nie ma pomnika Lenina, to jest zwykle pomnik pamięci tym którzy zginęli w wojnie ojczyźnianej.

Aby nie dojechać tego dnia do Grodna Grelus wymyślił, że poszukamy kilku starych fortów znajdujących się w okolicy. No to szukamy 🙂

Ruiny jednego z nich były dość dobrze zachowane.

Wieczorem znajdujemy nocleg nad Niemnem, po czym dołącza do nas rozkrzyczana banda dziewczyn z Warszawy 😉 Byliśmy na obozowisku, cisza spokój, aż tu nagle z 200 metrów słychać jak jadą, hihi, hahaha, hehehe… 😉

Hmmm… ciężki poranek… gdzie jest kawa?

Już w prawie pełnym składzie idziemy do Grodna 😉

Różnica pomiędzy mężczyzną i kobietą 🙂

Około południa meldujemy się w Grodnie, gdzie z dworca kolejowego mamy odebrać Zbyszka.

Po drodze robimy małe zwiedzanie miasta i okolicznych ogródków z lodami i piwem. W Grodnie także wyposażamy się w karty telefoniczne, co by można było zadzwonić za jakieś rozsądne pieniądze i mieć dostęp do internetów.

Ekipa w komplecie.

Ekipa ruszyła dalej, a my z Wandą w przeciwnym kierunku do sklepu Białoruski Len, zakupić lniane koszule z długim rękawem, w których człowiek się tak nie poci, a przez które komary tak nie żrą.

Białoruś to kraj kontrastów, a wyjazd z Grodna to bardzo dobry przykład.

Jedziemy wzdłuż Niemna, wąskimi ścieżkami najbliżej jak się da, poszukać miejsca obozowania naszej bandy.

Kolejny nocleg nad Niemnem.

Świtem koło południa, w dość mocnym upale jedziemy dalej. Zaczynamy jak zwykle od tułaczki po terenie.

Zostaw ja sama. Chciałaś to masz 🙂

Ale Muminek stanęła na wysokości zadania i wtargała rower sama.

W sklepach za dużo nie było, szczególnie warzyw i owoców, te trzeba było kupować u ludzi.

Lenin wiecznie żywy. Ale za to można było w miarę dobrze i bardzo tanio zjeść. Zupy w cenie od 50 groszy do 2 zł i po kilka zł za drugie danie. No i lody, na Białorusi mają bardzo dobre i tanie lody, których w ten upał schodziły u nas ogromne ilości.

Zrobiliśmy sobie nawet wyścig z pociągiem, który toczył się niewiele szybciej od nas.

Świeże pieczywo, Natalia szybko do sklepu 🙂

Chcieliśmy także skorzystać z takiego typowego zakładowego baru, ale nie udało nam się, a ten który z zewnątrz nie wyglądał zupełnie jak bar, był akurat zamknięty.

Drogi były różne, asfaltowe, półasfaltowe, lekkoasfaltowe i piaskowe z tarką, więc wtedy łatwiej było jechać po polu 🙂

Pojechaliśmy do Milkowszczyzny poszukać śladów po Elizie Orzeszkowej.

Szkoła do której uczęszczała, obecnie jest tu muzeum. Było zamknięte, ale jak się zapytasz sąsiada jak można je zwiedzić, to on zadzwoni do osoby która się nim opiekuje i po kilkunastu minutach już było otwarte.

Pojechaliśmy też zobaczyć pomnik upamiętniający mieszczący się na tej ziemi majątek rodziny Pawłowskich.

To co, kolejny nocleg nad Niemnem.

Czy na Białorusi jest bezpiecznie? No skoro tak pozostawione na noc rowery dotrwały do rana, to tak, jest bezpiecznie. Na wioskach nikomu by nie przeszło przez myśl, aby coś ukraść.

Przed wyjazdem włożyłem koło z drugiego roweru bo w tamtym kończyła się obręcz, okazało się, że w tym także. Trochę gumy, srebrnej taśmy aby nie pokaleczyła dętki i jedziemy dalej.

Było gorąco i wilgotno, chwilę wcześniej przeszła burza, a do komarów dołączyły wstrętne jusznice (końskie muchy) czyli znowu walka.

Korba na te upały miała specjalną ochronę w cargo.

Na talia po drodze zaliczyła jakąś poważną glebę, ale nie daliśmy jej się specjalnie z tego powodu smucić.

Miejsce pamięci powstańców.

Dalej rowery zaprowadziły nas do grobu Jana i Cecylii.

Kolejny cygański obóz rozbiliśmy nad jeziorem. Typowy Seba suszy swoje ciuchy 🙂

Zbyszka kijek do pewnej fajnej zabawy.

Albo Lenin, albo pomniki wojny ojczyźnianej, albo jedno i drugie.

Natomiast chyba najlepiej z tego wszystkiego prezentowały się kościoły.

Miał być bar, a był tylko sklep.

Ale domy na białoruskich wsiach, choć stare i drewniane, to prezentują się bardzo dobrze.

Zbyszek do zabawy w choć mnie pociągniesz używa kijka, a ja smyczy od Korby. Natalia to miała szczęście do tej zabawy.

Sałatka, gotowane ziemniaki z koperkiem, kwas chlebowy i kawa 🙂

Wracamy do Grodna i znowu ten kontrast.

Kilkaset metrów dalej znowu jesteśmy na wsi.

Kolejny nocleg znowu nad Niemnem 🙂

Seba żegna się z częścią swojej garderoby.

Jedziemy na zwiedzanie Grodna z Natalii kolegą, który oprowadza nas po mieście.

Dom Elizy Orzeszkowej, która po sprzedaniu majątku w Milkowszczyźnie zamieszkała w Grodnie.

No to koniec jazdy we wspólnym gronie. Ekipa wraca pociągiem do Polski, a my chwilę później wsiadamy w pociąg do Mostów, by pojechać dalej wzdłuż granicy w kierunku Brześcia.

Komentarze

komentarzy