W ramach dwutygodniowego urlopu jedziemy z nasza banda przyjaciół zobaczyć co tam piszczy w trawie na Białorusi. Tym razem przygotowania musimy skupić na Korbie, aby przeszła wszelkie konieczne badania, co byśmy nie mieli problemu z przekroczeniem granicy.
Jedziemy ze Szczecina pociągiem do Warszawy, łapiąc już na starcie opóźnienie bo czekamy na Sebę i jego pociąg z Koszalina, potem przesiadka na pociąg do Augustowa i po zjedzeniu obiadu na mieście ruszamy wzdłuż kanału Augustowskiego w kierunku granicy.
Seba albo już tęskni za Gosią, albo dopiero zrozumiał w jakie bagno wdepnął, a może lepiej było pojechać w Bieszczady 😉
Zaczęliśmy jak zwykle, od spaceru.
Po drodze mijamy kolejne śluzy na kanale.
Tempo mamy raczej spokojne, bo ekipa jeszcze nie w komplecie, więc nie możemy za dużo ujechać, co by nas dziewczyny z Warszawy dogoniły.
Nocleg robimy jeszcze przed granicą, na miejscu biwakowym, które w tym okresie jeszcze nie było obsługiwane, więc nie było komu za nie zapłacić.
Kościół pw. świętej Marii Magdaleny w Mikaszówce
Jeszcze jedna śluza po drodze, choć większą atrakcję stanowiła znajdująca się koło niej tablica.
Ciśniemy do przejścia granicznego w Rudawce, pieszo-rowerowo-kajakowego.
Na granicy jak to na granicy. Polscy celnicy prują jakąś łódkę, z której wynoszą całe kartony kontrabandy i informują nas, że będziemy mieli problem z psem, bo jest niedziela, godziny popołudniowe, a tam nie ma na miejscu weterynarza. Ale jak Białorusini dowiedzieli się, że jedziemy na Igrzyska do Mińska, to w ramach rozwiązania problemu zeskanowali, wróć skserowali dokumenty Korby i wysłali faxem do Grodna, po czym otrzymali wiadomość zwrotną, że wszystko jest ok i możemy wjeżdżać.
No i pojechaliśmy. Na dzień dobry napotykamy jakieś szlaki.
Teren przygraniczny raczej wymarły, trochę domów na sprzedaż i ogólnie cisza i spokój, i jakoś tak czyściej niż w polskich lasach.
Ale widać, że turystyka tu jednak kwitnie.
Jadąc wzdłuż kanału dojeżdżamy do miejsca, gdzie znajdują się chyba wszyscy okoliczni Białorusini, którzy spędzają czas piknikując nad wodą, ale wygląda to zupełnie tak jak u nas ze 20/30 lat temu.
Oooo są i nasze Igrzyska!!! Póki co jeszcze ciągle w szóstkę, bez dziewczyn z Warszawy i bez Zbyszka.
Grelus od razu wynalazł jakieś bunkry do zwiedzania.
Przed bunkrami przekraczamy kanał, ale cały czas się go trzymamy, a nas w lesie cały czas trzymają się komary i jusznice zwane końskimi muchami. Już dawno nie pamiętam takiej walki o życie, która odegrała się na odcinku około 2,5 km. Był las, kiepska, piaskowa droga która nie ułatwiała jazdy, a na poboczach rosły poziomki, ale nikt się nie zatrzymał, wszyscy wiedzieli że to pułapka.
Dojechaliśmy do Niemnowa, gdzie znajduje się chyba największa śluza oraz muzeum.
Śluzę zwiedzamy od razu, ale z muzeum musimy poczekać do jutra, więc jedziemy poszukać noclegu na Niemnem.
Niby normalne miejsce, ale Grzesiek to chyba lubi adrenalinę, nawet w nocy podczas snu.
Rankiem jedziemy do muzeum, po którym oprowadza nas starsza Pani, która tam mieszka.
Można tu zobaczyć zarówno sporo przedmiotów dotyczących budowy śluzy, a także różne białoruskie starocie.
Pani opowiada nam o historii budowy kanału Augustowskiego.
Hmmm, niezła huśtawka, na Białorusi jak w Rosji, wszystko musi być balszoje 🙂
Budynek muzeum.
No to jedziemy dalej w kierunku Grodna, gdzie mamy odebrać Zbyszka z dworca, a potem złapać łączność z ekipą Natalii.
Najnowsze komentarze