Po zwiedzeniu niemal wszystkich okolicznych cerkwi i cmentarzy przyszedł czas na nieco bardziej widokowe trasy.
Aczkolwiek czasu na wszystko mieliśmy sporo, skoro na śniadanie serwowaliśmy sobie racuchy z owocami 🙂
Kierunek Dahany, czyli roztoczańskie połoniny.
Przejechaliśmy je ze wschodu na zachód. Można całość górą, ale chcieliśmy je podziwiać także z dołu, więc wyszło jakoś tak pól na pół.
I choć to tylko jakieś dwa kilometry, to warto tutaj zajechać i nacieszyć się tymi widokami.
Na niemal wschodnim krańcu jest idealne miejsce na nocleg z namiotem. Niestety zabrakło nam wczoraj około godziny czasu żeby tu dotrzeć, aczkolwiek pewnie gdybyśmy tu dojechali, to będąc na dole uznalibyśmy, że właśnie znaleźliśmy super miejscówkę 🙂
Kawałek dalej Wanda wynalazła ścieżkę przyrodniczą Kobyle Jezioro. Trasa która wiedzie wokół tego jeziora momentami jest trudna, ale warta przejechania, szczególnie taki jeden odcinek z niemal pionowym podejściem.
Pomost powoli zostaje wchłaniany przez jezioro.
Korba po kąpieli 🙂
Huta Złomy, kolejne nasze pamiątkowe zdjęcie w tym miejscu.
Cerkiew w Woli Wielkiej.
Trzymając się zielonego szlaku pojechaliśmy do Narola.
Kościół pw. Narodzenia Najświętszej Maryi Panny.
Jadąc dalej wzdłuż rzeki Tanew, gdzieś za Hutą Szumy, korzystając z programu „Zanocuj w lesie” znajdujemy odpowiednie miejsce na nocleg niemal przy samej rzece.
No to czas na Szumy na Tanwi. Ostatnim razem byliśmy tu niemal sami. Tym razem jednej rzeczy nie przewiedzieliśmy. Właśnie zaczął się długi weekend i… tłumy, ale to tłumy ludzi ruszyły na Roztocze rowerami, samochodami i czym się tylko da.
Zrobienie zdjęcia bez tłumu w tle wymagało nie lada szczęścia.
Wodospad na Jeleniu.
Przekraczamy Jeleń i jedziemy w kierunku kolejnych szumów.
Po drodze zajeżdżamy zobaczyć co się zmieniło w Kamieniołomie Nowiny.
Rezerwat Czartowe Pole i Szumy na Sopocie.
Tu niestety tracimy Korby piłeczkę, za którą tak radośnie i bez wahania wskakiwała do wody. Nurt wody okazał się zbyt duży. Od teraz będzie musiał wystarczyć tylko kijek.
Majdan Sopocki, a przy nim duży zbiornik wodny, a z kolei przy nim tłumy ludzi niczym nad morzem. Szybko stamtąd uciekamy.
Nocleg koło Ciotuszy Starej, na skraju lasu, idealne miejsce.
Kościół pw. Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny i Zespół Klasztorny w Krasnobrodzie.
Krasnobród położony jest nad rzeką Wieprz, z małym zalewem, nad którym zorganizowano miejsca odpoczynkowe, Z jednej strony plaża dla leniwych, a z drugiej punkt widokowy nad starym kamieniołomem dla nieco bardziej aktywnych.
Dalej pojechaliśmy w poszukiwaniu obiadu i przejeżdżając przez kolejne miejscowości wiedzieliśmy, że nie będzie łatwo, bo wszystkie knajpy pękały w szwach. Pandemia? Jaka pandemia 😉
Naszym celem była Zagroda Guciów… i udało się. Po odstaniu kilkunastu minut w kolejce dostaliśmy stolik, a po godzinie pyszne, regionalne jedzonko 🙂
Przy okazji zagrodę można także za dodatkową opłatą zwiedzić.
Pomnik w drodze do Zwierzyńca.
Browar Zwierzyniec.
Psi cmentarz założony przez Różę Potocką z Lubomirskich, która była wielką miłośniczką zwierząt.
Po zwiedzaniu Zwierzyńca pojechaliśmy czarnym szlakiem w celu znalezienia ostatniego noclegu na Roztoczu.
I miło się zeskoczyliśmy, bo przez pewien czas droga wiodła pięknymi lessowymi wąwozami.
Mały skok w bok i mamy swoje przytulne miejsce.
Kolejny skok w bok z naszej drogi i jesteśmy w miejscu pamięci stacjonowania oddziału partyzanckiego.
Jak wbiliśmy się na górę, to zmieniliśmy szlak z czarnego na niebieski i zaczęło się 🙂
Na koniec chcieliśmy sobie jeszcze pojeździć po górkach, ale na zachciankach się skończyło. Droga użytkowana jedynie przez rolników/leśników była w stanie tragicznym.
Dp tego oprócz kolein i błota, doszły jeszcze zbiorniki wodne 😉
Ale jakoś nas to nie wyprowadziło z dobrego nastroju.
Po drodze ćwiczenia na trzymanie balansu.
A w nagrodę co jakiś czas piękne widoczki.
Mieliśmy zrobić jeszcze jedno kółko po górach, ale trasa nas nieco wykończyła i zaczęło brakować czasu. Na wysokości Kawęczynka wracamy na szlak rowerami i jedziemy do Szczebrzeszyna.
W Kawęczynie rzucają się w oczy liczne szachulcowe domy.
Przed młynem zbożowym w Szczebrzeszynie zjeżdżamy do rzeki, aby przed podróżą doprowadzić rowery i sakwy do stanu akceptowalnej czystości.
Godzinka czasu i możemy jechać dalej 🙂
Jeszcze pamiątkowe foto.
Na obiad znowu trafiamy do Restauracji Klemens w Bodaczowie, która znajduje się przy Muzeum Skarby Ziemi.
Dalej na pociąg do Zawady, którym udamy się do Lublina.
Niestety w Lublinie wszyscy znajomi na urlopach, więc mamy całe popołudnie dla siebie.
Nowa kładka pieszo-rowerowa.
Na rynku tłum, jakiego w Szczecinie na rynku chyba nigdy nie było.
Wieczorem trasą rowerową wzdłuż rzeki jedziemy na potencjalne miejsce noclegowe w ramach Zanocuj w lesie. Aczkolwiek to było Zanocuj przy ogórkach działkowych w rytmie puszczanej muzyki. Mieliśmy tylko jakieś cztery godziny na sen, to damy radę 😉
Rankiem, jeszcze przed świtem zwijamy namiot i jedziemy na pociąg do Szczecina. Kolejny podróż za nami 🙂
Najnowsze komentarze