Glambecker Forst

Kolejnego dnia teleportowaliśmy się do Glambeck. Pokręciliśmy się nieco po miejscowości aby sprawdzić co zostało z pałacu, odnaleźliśmy w przy pałacowym parku lodownię i ruszyliśmy do lasu.

Pomiędzy parkingiem a pozostałościami po pałacu znajduje się muzeum wsi. Niestety było zamknięte, więc zwiedzanie jedynie przez szyby okienne.

Zbyt wiele się tu nie stało i generalnie dziwi w Niemczech taki widok nieuporządkowanych ruin.

Na początku myśleliśmy że to hodowla Danieli, ale one nie były za żadnym płotem. Nie były też jakoś bardzo płochliwe, zachowując dystans 100 metrów od człowieka nie uciekały. Spotkaliśmy je jeszcze ze dwa razy w lesie, tam też nie zachowywały się jak typowe sarny wiejąc aż znikną nam z oczu.

Obecnie lodownia robi za hotel zimowy dla nietoperzy.

Skoro w pobliżu było Glambecker See, to wypadało je objechać.

Póki co wypatrzyliśmy tylko hubę.

Tereny było dość podmokłe, bagienne, a więc z potencjałem do grzybków zimowych.

Wanda miała sokole oko. Jakby nam z soboty było ich mało, to jeszcze proszę jaka piękna rodzina boczniaków na buku.

Dalej jadąc w kierunku północnym dotarliśmy do Poratz, mała wioska ale z fajnie zachowanymi budynkami mieszkalnymi.

Kolejny celem wycieczki – Briesensee.

Dalej pojechaliśmy w kierunku autostrady, chcieliśmy okrążyć jeszcze Schonebergsee.

Wracając jechaliśmy lasami wzdłuż autostrady kilka razy ją przecinając.

Pogoda była świetna, znowu słoneczny dzień, choć jak widać dość chłodno.

Ostatnia zmiana kierunku na Glambeck i obładowani grzybami możemy wracać do domu. Fajnie jest połączyć przyjemne z pożytecznym 🙂

Komentarze

komentarzy