W okolicach Starego Czarnowa

Mieliśmy przeczucie, że to może być ostatnia szansa na wycieczkę do lasu. Opcja z namiotem już niestety odpadała, więc pojechaliśmy miło spędzić popołudnie z dala od ludzi, w rejon słaby turystycznie, bez większych atrakcji, po prostu do lasu.

Zaczynamy w Starym Czarnowie i do Żelisławca pojedziemy starym, już nieco zapomnianym czerwonym szlakiem.

Najpierw przez pola z ładnymi widokami na okolicę.

Dalej kawałek ciężkiego terenu przez las. Oprócz tego cała zabawa polegała na odnajdywaniu przebiegu szlaku, co wcale nie było takie proste.

Ale jak się już podeszło do drzewa i nieco je obskrobało z mchu, to można było zobaczyć faktyczny przebieg.

Jadąc w kierunku Babinka trzeba trafić na miejsce w którym można się przedostać przez rzeczkę Krzekna. Udało nam się.

W Babinku ogromne gospodarstwo, pewnie jaki stary PGR.

Przejeżdżamy przez Babinek, potem na skraj lasu i pojawia nam się ładny widok na miejsce z którego tu dotarliśmy 🙂

Trzeba powiedzieć, że sporo tu żyje Saren i chyba tylko Saren.

Czerwonym szlakiem docieramy do Kartna, choć chwilę przed miejscowością znaki nam jakby nikną już na dobre.

Stary kościółek w Kartnie prezentuje się dużo ładniej od tego w Żelisławcu.

Wracając do Starego Czarnowa za cel obieramy sobie stary nasyp kolejowy. Początkowo nieprzejezdny i nawet bez możliwości przejścia. Mostu nad Krzekną też nie było.

Korbie to akurat bardzo pasowało 🙂

Ale ale, 50 metrów dalej ktoś sobie urządził chyba dziką działeczkę po drugiej stronie rzeki i do tego zrobił całkiem porządny most 🙂

Nasypem tym razem dało się już iść, ale wybraliśmy pole obok niego. Jadąc, czasem idąc wzdłuż rzeki docieramy do drogi wojewódzkiej nr 120 licząc na to, że nasyp za skrzyżowaniem będzie już przejezdny, ale nie był.

No to jakiś kilometr po asfalcie i przy zabudowaniach, znowu jakiś stary PGR, odbijamy w prawo, aby znowu sprawdzić stan idącego przez polee nasypu.

No i tym razem był już zadowalający. Czasami nawet dobry.

Jadąc nasypem mijamy bokiem Glinną.

Po przejechaniu drogi prowadzącej do miejscowości małe problemy natury wodnej.

Myśleliśmy, że pierwsza kałuża była największa i najtrudniejsza. No niestety nie była. Tutaj nasyp był nieprzejezdny i jechaliśmy drogą wodną obok niego.

Mijamy dzikie składowisko odpadów budowlanych i znowu jesteśmy na nasypie.

W lesie jakby nieco trudniej.

Nasypem dojeżdżamy do Starego Czarnowa skąd wracamy do domu. Może to nie weekend pod namiotem, ale lepsze to niż nic.

Komentarze

komentarzy