Skoro niemal wszyscy jadą na GreenVelo, to nie mając w zanadrzu żadnych biletów lotniczych postanowiliśmy zrobić sobie wakacyjną wizytę studyjną 😉 żeby przekonać się na własnej skórze jak tam jest, bo opinie słyszeliśmy z goła odmienne. Nie mając czasu na przejechanie całego szlaku, decydujemy się na jego południowo-wschodnią część, start w Końskich, a zakończenie gdzieś w okolicach Chełma, przynajmniej taki był początkowy plan 🙂
Najlepszy dojazd to wybór InterCity, którym bezpośrednio i komfortowo dostaliśmy się do stacji Opoczno Południowe, skąd już na rowerach mieliśmy dotrzeć do Końskich. Bilety w obie strony kupiliśmy już wcześniej, żeby mieć wybór spośród najlepszych pociągów.
Humor dopisywał od samego początku, choć kamera umiejscowiona nad samą głową niekoniecznie nam tam pasowała do pełni szczęścia.
Z pociągu wysiadamy już po zachodzie słońca, więc jedyne co nam pozostaje tego dnia, to poszukać noclegu nad Zalewem Wąglanka-Miedzna.
Oj to chyba będą fotograficzne wakacje 🙂
Z rana bocznymi drogami ruszamy w kierunku Końskich.
Czasem nieco na skróty.
Czasem korzystamy także z dobrodziejstw natury, no dobra nie czasem, ale przy każdej okazji napełniając nasze sakwy 🙂
i pierwsze oznaki tego, co chcieliśmy tutaj zobaczyć.
Kapliczki, mniejsze, większe, drewniane, murowane, będą stałym elementem krajobrazu podczas naszego urlopu.
Na Pomorzanach wychowany, nie mogłem nie skorzystać z okazji do zdjęcia.
Jestę projektantę!!! No, trzeba mieć ułańską fantazję.
No to meldujemy się na starcie.
Skwar nam nieco doskwiera, ale jakoś sobie z tym radzimy.
MOR – Miejsce Obsługi Rowerzystów, całkiem niczego sobie, całkiem sporo ich na całej trasie co jest dużym plusem, choć głównie w miejscowościach, przez co są wykorzystywane jako miejsce zbiórki różnej gawiedzi, co akurat nie jest wskazane. Na każdym jest mapka z głównymi atrakcjami całego szlaku, na każdym ta sama. Brakuje nam czegoś bardziej lokalnego, a atrakcjami najbliższej okolicy.
I co, pojechaliśmy na wizytę studyjną, a już na początku robimy skok w bok, najpierw do Nieba.
W miejscowości za sklepem mieści się miejsce odpoczynku z prawdziwego zdarzenia.
Skałki Piekło, to jeden z powodów dla których zjechaliśmy ze szlaku.
W Niebie nas nie chcieli, to trafiamy do Piekła.
A drugi z powodów, dla którego opuszczamy sobie wyjazd z Końskich po szlaku, to krzywa droga rowerowa z kostki, „fale dunaju” z mnóstwem krawężników wzdłuż głównej drogi i ekranów akustycznych, no jakoś nie widzieliśmy w tym przyjemności. Robiąc „skrót” przez Piekło i Niebo omijamy cały najgorszy kawałek GreenVelo a drogi mamy wystarczająco dobre – szuter i stary asfalt.
Faktem jest, że szlak w województwie świętokrzyskim jest bardzo dobre oznakowany. Kontrastuje to z tęczowymi szlakami PTTKu gdzie chyba liczy się droga a nie cel 😉
Na Jeziorem Siełpieckim posilamy się i uzupełniamy zapasy izotoników. I tu kolejna fajna sprawa odnośnie GreenVelo, że po drodze spotykamy mnóstwo miejsc w których można smacznie zjeść, znaczy się jest duży wybór poza pizzą.
I dobrze się nawodnić.
Muzeum Zagłębia Staropolskiego w Sielpi było niestety zamknięte.
U nas już dawno nie widzieliśmy objazdowych sklepików.
Pojechaliśmy jak na nas dość dobrze przygotowani, niemal z listą atrakcji do zwiedzenia, a pierwszym takim miejscem był Oblęgorek.
A dokładniej mówiąc Pałacyk Henryka Sienkiewicza. Posiadłość tą otrzymał od społeczeństwa z okazji 25-lecia pracy literackiej.
Tego dnia już zamknięty, więc postanowiliśmy poszukać noclegu w okolicy i zajechać do niego nazajutrz z samego rana.
No więc zaczęliśmy szukać po szlaku pieszym idąc wzdłuż wąwozów, cały czas do góry.
Nie było łatwo, a w zasadzie bardzo ciężko, bo droga po wyjściu z wąwozu pięła się cały czas mocno do góry, więc na nocleg dotarliśmy całkiem mocno rozgrzani, na szczęście z zapasem wody w naszym przenośnym prysznicu.
Po tych trudach na granicy Rezerwatu Barania Góra, czekał na nas cichy zakątek.
No, to nie są nasze nadmorskie płaskie niziny.
Odwiedzamy Pałacyk. Na początek gabinet. Dostajemy audioprzewodniki. Niby fajna sprawa ale okazuje się, że mimo dokładnego jak na nas zwiedzania gdy wychodzimy ciągle słychać o gabinecie 🙂 To chyba dla tych co mają cały dzień wolny… szkoda, że nie ma streszczenia….
Salon.
Sypialnia.
Mnóstwo tu pamiątek po Henryku Sienkiewiczu, z jego życia codziennego jak i tych przywożonych z dalekich podróży.
Ruiny Pałacu Tarłów w Podzamczu Piekoszowskim.
Zmierzamy do Kielc.
Białogon – Kościół Przemienienia Pańskiego kawałek od szlaku.
W Kielcach napotykamy na niemiłą niespodziankę, trzeba się przedostać na drugą stronę dworca, po bardzo stromych schodach, co nie jest najlepszym rozwiązaniem, zwłaszcza dla sakwiarzy. Oficjalnie problemu nie ma, bo szlak „główny” prowadzi z dala od centrum (wg nas bez sensu) a my pojechaliśmy łącznikiem do dworca PKP. Łącznik zaczyna się i kończy po dwóch stronach dworca.
Natomiast jeśli chodzi o Kielce, to miasto jest ładnie odnowione.
Bazylika Katedralna Wniebowzięcia NMP.
Pałac Biskupów Krakowskich.
Nie wiem jak Wanda to robiła, ale gdy tylko przychodził czas na obiad zawsze wypatrzyła wege knajpkę gdzie było pyszne jedzenie.
Ponieważ nie chcieliśmy nocować w mieście, po południu ruszamy dalej. Widok na Kadzielnię. Chcieliśmy zwiedzać podziemia ale znowu szlak nagle wprowadził nas na górę a dojazd do tej atrakcji nie był oznakowany… Już nie mieliśmy siły zjeżdżać.
W końcu trafiamy na symbol tego szlaku w postaci takiej oto ławeczki.
Jeżeli chodzi o drogi po których wiedzie nas szlak, to w Świętokrzyskiem w zdecydowanej większości są to drogi asfaltowe, odnowione albo stare ale dobrej jakości podrzędne drogi gminne, na których ruch aut jest raczej sporadyczny. Normalnie szlak na szosę.
Szybko robi się ciemno więc wieczorem przychodził czas na lekturę.
Tymczasem mały koncert na pięciolinii dawały nam podczas przerwy jaskółki oknówki.
Ktoś tu mówił o szosach?
Co jakiś czas, chociaż raczej rzadko spotykamy także innych rowerowych turystów, i te ich miny, jak można jeździć po górach z takim bagażem? A my na to, ale po jakich górach, przecież to ledwie są wyżyny 🙂
Szlak dobrze oznakowany, znaczy się bardzo gęsto, choć wysokość słupków czasami dość kontrowersyjna, jakby tu wszyscy na tall bike’ach jeździli, a potem i tak nic nie widać.
Deser lodowy marki Wanda & Tomek.
Zamek Krzyżtopór, kolejna bardzo ciekawa atrakcja na trasie.
To najwspanialsza budowa magnacka Rzeczypospolitej, wzniesiona z fundacji wojewody sandomierskiego Krzysztofa Ossolińskiego w I połowie XVII w. Nazwa pochodzi od krzyża – znaku wiary i toporu, herbu rodu Ossolińskich. Wzniesiony w formie połączenia zamku obronnego z pałacem. Zbudowany w oparciu o kalendarz: pałac (rok), cztery wieże narożna(kwartały), 12 sal paradnych (miesiące), 52 komnaty (tygodnie) i 365 okien (dni w roku).
Stajnia. Legendy mówią że w czasach jego świetności konie przeglądały się tutaj w kryształowych lustrach i jadły z marmurowych żłobów.
Strop ośmiobocznej wieży przyozdobiony był akwarium z egzotycznymi rybkami.
Krzyżtopór w pełnej krasie trwał zaledwie 11 lat, a kres jego świetności położył mu potop szwedzki i dokonane wówczas grabieże. Kolejny cios zadany podczas konfederacji barskiej sprawił, że od tego czasu są to tylko pięknie zachowane ruiny.
Trasa przed Sandomierzem przez długie kilometry prowadzi przez sady.
Zamek w Sandomierzu, do którego docieramy pod wieczór.
Wieczór spędzamy na zwiedzaniu miasta. Rynek.
Bazylika pw. Narodzenia Najświętszej Maryi Panny w Sandomierzu. Niestety zamknięta.
Słynne zapiekanki Sandomierskie – polecamy, wszystkie rodzaje 🙂
Rankiem czeka na nas deszcz, ale nie zniechęca nas to do dalszego zwiedzania miasta, na pierwszy ogień idzie Wąwóz Królowej Jadwigi.
Fajnie byłoby tu kiedyś wrócić jesienią.
Widok z Bramy Opatowskiej.
Kolejną atrakcją Sandomierza jest trasa turystyczna prowadzona przez jego podziemia, które kiedyś służyły głównie do przechowywania zapasów żywności. Wycieczka z przewodnikiem na której nieco przysypiamy 🙂
Większość trasy, to nowo wybudowane korytarze, które łącza się ze starymi pozostałościami.
Tymczasem słów kilka o Sandomierzu.
Po wyjściu na powierzchnię idziemy jeszcze na niesamowite frytki z jakichś specjalnych odmian ziemniaków. No i oczywiście cydr. Bezkonkurencyjny izotonik na tej wycieczce 😉
I korzystając z tego, że aktualnie nie pada ruszamy na trasę.
Podsumowując, szlak w Województwie Świętokrzyskim jest bardzo dobrze oznakowany i prowadzi głównie po drogach asfaltowych. Szkoda tylko, że brak na nim tzw. greenway’ów, ale rekompensuje to sporo ciekawych miejsc do zobaczenia i fajnych knajpek do odwiedzenia 🙂
Najnowsze komentarze