Zabieramy Korbę w moje/nasze ulubione miejsce w okolicach Porzecza, aczkolwiek tym razem nocujemy nieco dalej na rozlewiskach Odry niż zwykle i nie wysiadamy w Namyślinie, tylko stację wcześniej w Boleszkowicach, skąd przez lasy i nieistniejącą już wieś Wielopole jedziemy na nocleg.
Gdzieś tam za wodą czeka na nas wcześniej już upatrzona miejscówka. W nocy koncert dało nam pewnie kilka tysięcy żab. A nad ranem dołączyły jeszcze ptaki.
Miałem wstać na wschód słońca, ale zwyciężyło moje lenistwo. Jednakże pół godziny później postanowiłem zobaczyć jak jest na zewnątrz.
No cóż, jak człowiek z rana widzi takie widoki, to ma wrażenie, że obudził się w raju.
Wstałem (około 5:30) wziąłem aparat do ręki, zrobiłem kilka zdjęć, zająłem się pieskiem i już mi odeszła ochota na sen.
Moje ulubione miejsce na nocleg.
Korba tak jak Alaska, dzielnie pilnowała naszego obozu.
I Wandy hamaka.
A może raczej jej śniadania 😉
Zmiana.
Trzeba jednak powiedzieć, że niezły z niej leniuszek.
Worek prysznicowy z kilkoma (około 4) litrami wody zapewnia możliwość umycia się dla dwóch osób. Znaczy się bardziej spłukania brudu i potu, ale uczucie świeżości jest doznawalne. No i bez używania mydła, bo po co zanieczyszczać przyrodę.
Sielanka nie mogła trwać cały dzień więc ruszyliśmy w drogę. Najpierw wzdłuż Odry w kierunku Kłosowa.
Gdy odbijaliśmy od rzeki skończył się raj, a zaczęło piekło. Krowy zniszczyły drogę, więc czekało nas pchanie rowerów, a do tego towarzyszyły nam muchy, przynajmniej po setkę na osobę. Latały wściekle dookoła głowy, gryzły i denerwowały. I tak przez kilka kilometrów.
Nasze morale poprawiło się dopiero w Kłosowie na lodach i napoju izotonicznym.
Sitno.
W Dębnie zjedliśmy małe co nieco, a Korba podjadała nam truskawki.
Dalej przez Oborzany i Smolnicę pojechaliśmy na Chełm Górny.
W zasadzie byliśmy tu już kilka razy więc darujemy sobie zwiedzanie, odwiedzamy tylko sklep, zaopatrujemy się w odpowiednią ilość wody i będziemy szukać noclegu.
Znaleźliśmy go dość wcześnie, ale ponieważ nasz dzień także zaczął się dość wcześnie, to postanowiliśmy go nieco odespać.
Następnego dnia wycieczkę zaczynamy od miejscowości Gogolice.
Droga z Gogolic do Trzcińska pełna jest pięknych krajobrazów.
Trzcińsko Zdrój.
Skwar był dość męczący więc szybko udaliśmy się nad jezioro.
Burza wraz z chłodzącym deszczem… niestety minęła nas bokiem.
Kierunek Swobnica.
Pojawiły się nowe słupki, które umożliwiają spokojny przejazd rowerzystom z przyczepkami.
Korba już się oswoiła z tym, że po asfalcie się nie biega. Szkoda jej stawów i łap.
Na końcu drogi rowerowej, za Lubanowem już powstaje odcinek łączący istniejącą drogę rowerową ze świetną szutrówka do Borzymia.
A za Borzymiem znów na nasyp kolejowy i dalej w kierunku Gryfina.
Jak widać ruch na placu budowy jest tu spory.
Na przejeździe przez drogę wykopano tory, może uda się je zachować jako eksponat.
Nasyp idzie przy samym jeziorze Chwarstnickim, gdzie postanawiamy wykapać Korbę, a ona postanawia się odwdzięczyć tym Wandzie 🙂
Powstająca trasa Doliny Tywy wchodząca w szlak BlueVelo będzie świetną trasą dla rowerzystów, pełną ciekawych miejsc i atrakcji, która w dużej mierze już jest przejezdna 🙂
Najnowsze komentarze