Zaczynamy urlop!!!
W Hiszpanii, która wcale nie kojarzyła mi się pięknymi krajobrazami, a tylko z gajami oliwnymi, upałem i nudą. Na szczęście rzeczywistość okazała się zupełnie inna i przerosła nasze wyobrażenia, a co nas rzeczywiście czeka zobaczyliśmy już z okna samolotu. Aha, będzie dobrze 🙂
Tak więc lądujemy na lotnisku w Maladze, do której ze względu na napięty grafik nawet nie zajeżdżamy. Po drodze do El Chorro meldujemy się tylko na chwilę nad morzem alborańskim i ruszamy dalej.
Tropiki 🙂
Miasteczka w Hiszpanii charakteryzują się, bardzo ciekawą, zupełnie odmienną od naszej architekturą.
Podczas robienia przez Wandę zakupów, na jednym z pagórków dostrzegam pomnik Chrystusa.
No dobra, wcale nie na takim pagórku 🙂
Pierwszy dzień i pierwszy kontakt z owocami rosnącymi przy drodze, cytryny i w dodatku słodkie 🙂
Krajobrazy dookoła także bywały urocze, przez co nasza droga wyglądała jak Roller Coaster, niby nie było dużego przewyższenia, a zmęczenie już tak 🙂
Zbliżamy się do celu.
Udajemy się na wcześniej upatrzony camping, gdzie chcieliśmy następnego dnia przechować rowery z bagażami i udać się na zwiedzanie Caminito del Rey. Jednakże, camping jest po pierwsze okrutnie drogi, a po drugie w dodatku nie będziemy mieli możliwości zostawić bagaży na przechowanie, no chyba że opłacimy kolejną dobę. W nosie mamy taki interes i w poszukiwaniu miejsca na nocleg jedziemy na punkt widokowy.
Widok z samego rana potwierdza słuszność naszej wczorajszej decyzji 🙂
Następnie kierujemy się do wejścia na szlak, którego wyjście jest w El Chorro.
Porzucamy nasze rowery w restauracji El Kiosko i jak zwierzęta, ruszamy na piechotę, a widoki sprawiają, że od samego początku jesteśmy pod dużym wrażeniem.
Obowiązkowe nakrycie głowy, nie ma to tamto, bezpieczeństwo musi być 😉
W porównaniu do ostatniego kanionu który zwiedzaliśmy w Gruzji, tutaj rzeczywiście jest co podziwiać.
Trasa w dużej części wiedzie po takich kładkach.
Kanion można także zwiedzić z okien pociągu, który przejeżdża po jego drugiej stronie.
Poświęcenie kilku godzin na to miejsce było bardzo dobrym pomysłem 🙂
Idziemy starym korytem rzeki, a w zasadzie kanału.
Kiedyś była to jedna z najniebezpieczniejszych tras, a jej pozostałości widać przed obecną kładką.
Po niespełna trzech godzinach spaceru w tym niezwykłym miejscu docieramy do El Chorro, gdzie wsiadamy w autobus, który w ramach zakupionego biletu dowozi nas na miejsce skąd wystartowaliśmy, czyli gdzie zostawiliśmy swoje rowery.
Dziękując za przechowanie rowerów zasiadamy w restauracji do obiadku. W ten gorący dzień idealne wydaje się być gazpacho oraz tapasy z awokado, pyszności, chyba się uzależnimy 🙂
Najnowsze komentarze