Rykowisko w pełni, Jelenie dawały czadu całą noc. Wstajemy ze Zbyszkiem jeszcze sporo przed wschodem słońca, nad polami rozlewa się mgła. Czym szybciej wstaniemy, tym szybciej wyjedziemy i tym więcej zjemy podczas całego dnia 🙂
Mostowlany.
Cerkiew pw. św. Apostoła Jana Teologa
Pomnik ku pamięci Konstantego Kalinowskiego.
Jedziemy do jałówki, by później przeprawić się przez Zalew Siemianowski. Mamy nadzieję, że to już ostatnie kilometry tej pięknej tarki.
Jałówka, Cerkiew pw. Podwyższenia Krzyża Pańskiego. Spotykamy koło sklepu jednego z mieszkańców który ku naszemu zdziwieniu opowiada nam o historii tej miejscowości, począwszy od pierwszych królów Polski.
Powiedział nam, żebyśmy koniecznie pojechali zobaczyć ruiny kaplicy św Antoniego, no to pojechaliśmy.
Oooo, znowu będą kotlety 🙂
W drodze na most przez Siemianówkę.
Mieliśmy tutaj spać, ale zabrakło nam kilku godzin jazdy.
Skoro wcześniej wstaliśmy, to wcześniej zgłodnieliśmy. Czas na jedzenie. Nie, to nie piwo, to drożdże.
Ale zanim się zrobią to może po kotleciku z Kani posypanym parmezanem?
O ciasto już się wyrabia.
Białoruski pociąg wlecze się po torach tak wolno, jak my po piachu.
Ciasto już prawie urosło, to czas dorzucić jabłek w cynamonie.
Racuchy z jabłkami? Żaden problem. Trzy godzinki przerwy i wszyscy są najedzenie aż po korek.
Jest i nasz most. No to jedziemy, co prawda na nielegalu, ale jedziemy.
W Siemianówce okazuje się, że w zasadzie mamy dobry czas, więc może dołożymy sobie jeszcze małą pętelkę po Puszczy Białowieskiej.
Szlaki w puszczy są przygotowane bardzo dobrze, zarówno te rowerowe jak i większość pieszych, nic tylko po nich jeździć rowerem.
Napotykamy po drodze kilka pustych ostoi Żubrów.
Jedyny problem mamy jadąc przez Carską Tropinę czarnym szlakiem, bo to jest rzeczywiście szlak, a nie droga.
Szlak miliona kładek i przeszkód, a u nas zrobiło się ciemno, czyli jak zwykle przeliczyliśmy się z czasem. Nic tam, wracamy na remontowaną drogę Narewkową i ciśniemy po ciemku do Białowieży. Tym razem dla odmiany śpimy na polu namiotowym, będzie można się przynajmniej porządnie umyć nielimitowaną ilością ciepłej wody.
Jest jeszcze jeden plus, Z rana, pomimo prognozowanego załamania pogody i opadów deszczu, jedziemy ze Zbyszkiem na poszukiwanie Żubrów. Zostawiamy dziewczyny w namiotach i lecimy na łąki na północ od Białowieży 🙂
Okazało się, że było po co tam jechać. Był samotny Byk i piękny wschód słońca, a za plecami potężne chmury. My jednak niewzruszeni pojechaliśmy sobie jeszcze lasami do Teremisek, ale więcej Żubrów z rana nie zobaczyliśmy.
Za to mogliśmy obejrzeć nowo powstałą infrastrukturę przy skrzyżowaniu drogi narewkowej z asfaltem do Białowieży, której wczoraj po ciemku nie można było dostrzec.
Trzeba powiedzieć, że takich miejsc do odpoczynku w Puszczy Białowieskiej jest bardzo dużo.
Wracamy cali zmoknięci, robimy śniadanie pakujemy graty i jedziemy dalej, najpierw zrobić pętlę po Białowieży. Odrestaurowany dworzec Białowieża Pałac. Niestety zamknięty.
Cerkiew pw. Świętego Mikołaja. Można ja zwiedzać pomiędzy 16-16:30, więc chyba i nie tym razem.
Kawiarnia Walizka, nasze ulubione miejsce na kawę z ciastem w Białowieży, która jak się dowiedzieliśmy niestety kończy swoją działalność 🙁
Po drodze była też drewutnia, gdzie dziewczyny kupiły sobie pamiątki do kuchni. Zbyszek, taka będzie dobra do mieszania?
Jeszcze dworzec Białowieża Towarowa i ruszamy na szlak. Szkoda że jest tak mocno przysłoniony parasolami.
Miejsce pamięci, w którym mordowano mieszkańców Białowieży.
I znowu Kanie. Viola uważaj na kijek, żeby Ci nie wszedł w tyłek 😛
Czeremcha, podobno idealny materiał do zrobienia kubka. No to działamy, ale okazuje się że mamy za mały sprzęt 😉
Jedziemy do miejsca mocy, po drodze przejeżdżając koło torów wąskotorówki.
Mocy może żadnej nie zaznaliśmy, ale za to był ciekawy totem z groszówkami.
No i stało się, Viola wypatrzyła w puszczy Żubra. I co, trzeba było rano wstawać? Niekoniecznie 😉
Ciśniemy do Topiło, gdzie u miejscowych gospodarzy uzupełniamy wodę, oraz zakupujemy ziemniaki, pomidory i papryki, namioty już po zmroku rozbijamy nad jeziorem przy miejscowości.
Skoro mieliśmy Kanie…
Wyszło nam z tego porządne drugie danie 🙂
Rankiem nieco pizga, około 5 stopni na plusie.
Wzdłuż torów wracamy do miejscowości zobaczyć to, czego nie udało nam się zobaczyć wczoraj.
I znowu mnóstwo nowej infrastruktury dla turystów.
Plan jest taki aby dojechać do Czeremchy na pociąg, którym dostaniemy się do Siedlec, a stamtąd my do Szczecina, a Wanda do Lublina.
Adorator, jeden z wielu który próbował zapoznać się z miastową dziewczyną.
Wanda znowu uprawiała ubieranie się w czasie jazdy, ale tym razem Zbyszek starał się o podniesienie poziomu trudności.
O ja, znowu grzyby, ile można. Te wrócą do domu, żeby i Grelusik coś skorzystał 🙂
Można by rzec, że przyjechaliśmy latem, a wracamy jesienią.
Na koniec oglądamy jeszcze dworek w Jodłówce.
Po drodze przed Opaką Dużą mijamy Cerkiew pw. Najświętszej Maryi Panny.
Miał być asfalt, a nie ma 🙂
Przez pewien niedługi odcinek drogi jedziemy przy samej granicy z Białorusią.
Jest i Czeremcha w której znajduje się między innymi muzeum kolejnictwa.
Trochę pędziliśmy ostatnie km, ale zdążyliśmy 🙂 Na dworcu między innymi takie relikty. Gdy przychodzi czas idziemy na peron, czekamy, sami, i nic. Hmmm nawet go nie zapowiadają. No więc o co chodzi? Ano o to, że jesteśmy godzinę za wcześnie! No to wracamy do ciepłej poczekalni.
Bilet z rowerem ma tylko Wanda, a my będziemy próbowali się jakoś wbić, podobno ma być nowoczesny szynobus. Tak samo nowoczesny jak ten co tu stoi, tylko na nasze szczęście dwa razy dłuższy 🙂 Mała awantura z kierownikiem pociągu i wsiedliśmy, nawet wsiadł jeszcze jeden Pan z rowerem, a potem jeszcze dwóch, ale kierownik musiał na peronie pokazać, że jest kierownikiem.
Lubię wracać na Podlasie, bo tereny na takie jeżdżenie jak my uprawiamy są tu rewelacyjne, kto wie, może wrócimy tu podczas najbliższej zimy 🙂 No i wyjazd bardzo udany, może co prawda głównie jedliśmy, ale za to jedzenie było wyborne, nasza kuchnia wyjazdowa się mocno rozwija 🙂
Najnowsze komentarze