Przez Borne Sulinowo w kierunku Wałcza

Kolejny jesienno-zimowy wypad zaczynam z Korbą. Wysiadamy w Bobrowie Pomorskim i jedziemy w kierunku Żelisławia, gdzie 20 minut po nas wysiądzie jadący z przeciwnego kierunku Zbyszek, a potem spotkamy się na szlaku.

Mija nas pociąg, to znak, że Zbyszek już w drodze.

Jedziemy wspólnie na miejsce noclegowe w pobliżu jeziora Krzemno, na stare sprawdzone miejsce w którym już kiedyś nocowaliśmy. Po drodze mała przygoda, no może nie taka mała bo rozmiaru potężnego dzika, który wypadł znienacka z pola i przeleciał tuż przed rowerami przez drogę pomiędzy biegnącą z przodu Korbą a nami. Nawet nie zdążyliśmy zareagować.

W nocy chwycił lekki przymrozek, który szczególnie widoczny był na otwartych przestrzeniach i tam mocno dający się z lekkim wiatrem we znaki.

Rankiem ruszamy wzdłuż jeziora Ciemniak kierując się do jego północnego skraju. Kiedyś Grelus szukał tu po ciemku bezskutecznie noclegu, a okazuje się że na jego północnym brzegu, jest całkiem niezła miejscówka.

Jadąc w kierunku głazu Tempelburg kolejny atak znienacka, tym razem przypuścił myśliwiec, który lecąc z naprzeciwka wprost na nas przeleciał nad nami na niedużej wysokości, a kilka sekund później zbombardował wyznaczony cel na poligonie koło Nadarzyc.

Głaz Tempelburg jak stał, tak stoi.

Dalej jedziemy w kierunku Łubowa, gdzie ma do nas dołączyć Wanda. Po drodze mijamy Lądowisko Czaplinek – Broczyno.

Na lądowisko jest zakaz wjazdu, który jednak nie dotyczy stada Sarenek.

Co jakiś czas przelatują nad nami samoloty dokonujące bombardowań.

A Korba jak to Korba, nie może podczas postoju usiedzieć z tyłkiem na ziemi.

Pałac w Broczynie.

Do Łubowa dotarliśmy jadąc wzdłuż jeziora Niewlino, a kawałek dalej na starym nasypie kolejowych doganiamy Wandę, która wysiadła z pociągu nieco przed naszym przyjazdem.

Zbyszkowi żadna kałuża nie jest straszna.

Jadąc cały czas nasypem kolejowym docieramy do mostu nad Piławką.

Nocleg nad jeziorem Pile, na wyznaczonym do biwakowania miejscu. W sezonie byśmy tu nie przyjechali, ale przy ujemnych temperaturach w nocy, możemy być spokojni, że nikt nie będzie nam zakłócał spokoju.

Rankiem mroźno i słonecznie.

Jedziemy w kierunku Bornego Sulinowa uzupełnić w sklepie zapasy żywności, bo kolacja była jak zwykle obfita.

Do Bornego kierujemy się nasypem, kolejowym.

Albo nam się wydaje, albo przybyło maszyn bojowych.

Za Bornym Sulinowem znowu wjeżdżamy w las i jedziemy wzdłuż jeziora Dołgie do Piławy, na której powinien być most.

Po drodze jak zwykle przerwa, jak zwykle gdzieś na drodze.

Mostu nie ma, ale i taj jest fajnie 😉

Dalej w kierunku tamy APRS jedziemy wzdłuż rzeki.

Po drodze mijamy przejście przez rzekę szlaku końskiego, ale bród dla koni ma nieco wyższy stan niż dla człowieka, więc jednak odpuściliśmy, choć już na boso ze spodniami podwiniętymi do kolan sprawdzaliśmy, czy aby jednak może damy radę bez zamaczania majtek.

Tama APRS.

Po drodze oprócz grzybów zbieramy także śmieci, które wyrzucamy do śmietnika, a nie tak jak niektórzy ludzie do lasu.

Kolejny widok na Piławę z Tamy Starowickiej.

Dalej są jeszcze ruiny mostu.

Korba dzielnie znosi bieganie przy rowerze, ale mrozy podczas odpoczynków dają jej się we znaki.

Po drodze do Nadarzyc natrafiamy jeszcze na punkt widokowy.

Za Nadarzycami początkowo kierujemy się na Szwecję, by po kilkuset metrach nieco zmienić kierunek i jechać wzdłuż Płytnicy.

A wieczorem, jak zawsze ognisko i mnóstwo jedzenia 🙂 Tym razem już bez Zbyszka który opuścił nas po znalezieniu miejsca na nocleg i pojechał do domu. Muszę nieskromnie powiedzieć, że Wanda recepturę na blaszki warzywne opracowała już do perfekcji.

Widok nad ranem. Biało i zimno, jakieś pięć stopni poniżej zera.

Jedziemy dalej, kierunek Wałcz. Jakby jeszcze był śnieg, to by była zima na całego.

Jedziemy w kierunku jeziora Duże Krępsko przy którym prowadzi żółty szlak, który na mapie jest urwany. Kiedyś próbowaliśmy go zrobić od drugiej strony ale napotkaliśmy na mnóstwo zwalonych drzew, może od tej będzie nieco lepiej, no chociaż przez pewien czas.

Przy okazji odnajdujemy mostek/kładkę na Rurzycy.

Pojechaliśmy żółtym szlakiem wzdłuż Rurzycy ile się dało, zjechaliśmy z potężnej góry do rzeki i wtedy okazało się, że to będzie walka z wiatrakami. Nie żebyśmy nie chcieli, ale chyba nie mieliśmy tyle czasu. Wracamy z powrotem pod górę i żółtym szlakiem przez kładkę jedziemy w kierunku Szwecji.

Tyle dobrego, że w końcu wyszło słońce.

No i nazbieraliśmy całą torbę, a w zasadzie dwie mrożonych grzybów.

Tymczasem w Szwecji.

Dalej kierujemy się do przesmyku śmierci położonego pomiędzy jeziorem Zdbiczno i Smolno. Zęby smoka.

Dalej jadąc już szlakiem rowerowym w kierunku Wałcza mijamy pomnik przyrody przy rzecze Dobrzycy.

Obok znajdującej się tam kapliczki jest także miejsce do odpoczynku.

A później szybciutko do Wałcza, gdzie próbowaliśmy jeszcze coś zjeść, ale tamtejsi gastronomicy widząc nas z psem robią z tego straszny problem. Nie to nie, zjemy jak zwykle w Szczecinie, w naszej Syryjskiej knajpce Palmyra, gdzie co niedzielę witają nas z uśmiechem 🙂

Trzeba jasno powiedzieć, że w końcu przyszła zima, do pełni szczęścia brakuje jeszcze śniegu i nieco większego spadku temperatur 🙂

Komentarze

komentarzy