Przecierając nowe drogi z Kostrzyna do Godkowa

Wycieczki z Kostrzyna w kierunku domu, to stały element naszego podróżowania. Tym razem postanowiliśmy pojechać nieco inną trasą niż zwykle.

Wieczorem pojechaliśmy ostatnim pociągiem do Kostrzyna i szybciutko nad Odrę w poszukiwaniu odpowiedniego miejsca na nocleg, co wcale nie jest trudne, nawet przy dużej ilości wędkarzy, gdyż miejscówek tam jest sporo.

Rankiem wracamy do Kostrzyna, by udać się do Fortu Sarbinowo.

No proszę, bóbr artysta 🙂

 

Do Fortu Sarbinowo staramy się dojechać drogami leśnymi.

Nie wiem czemu dopiero teraz tutaj trafiliśmy, ale lepiej późno niż wcale. Wejście od południowej strony, do którego jest najłatwiej dojechać.

Fort Sarbinowo powstał w latach 1883–1889, by w założeniu kontrolować wzniesienia nad Kostrzynem od strony północnej, jednak w wyniku błyskawicznego rozwoju technik artyleryjskich jego militarna wartość malała.

W okresie I wojny światowej mieścił się w nim obóz jeniecki. Po jej zakończeniu urządzono w nim obóz przejściowy dla optantów – uchodźców pochodzenia niemieckiego, opuszczających granice nowo powstałej II Rzeczpospolitej Polskiej. W czasie II wojny światowej funkcjonował tutaj jeden z zakładów słońskiej fabryki amunicji.

Niedługo po zakończeniu działań wojennych pomieszczenia fortu wykorzystywano do detonowania niewypałów, co miało katastrofalny wpływ na stan zachowania, na szczęście niewielkiej, części budowli. Pomimo zniszczeń obiekt ten jest nadal najbardziej efektownym fortem Twierdzy Kostrzyn. Wciąż imponuje ogromem założenia i różnorodnością funkcji poszczególnych elementów.

Budowla jest potężna, a podczas zwiedzania warto wyposażyć się w czołówkę.

Nasz kolega Maxim podesłał Wandzie miejsce z którego jest najlepsze wejście na górę, znajdujące się po zachodniej stronie fortu. Ale w zasadzie to i tak chcieliśmy go objechać wewnątrz obwarowań, więc jedziemy tam dookoła.

Po drodze okazuje się, że po wschodniej stronie także jest miejsce z którego można schodami wydostać się na górę.

Kaponiera.

No i zaczęła się także zabawa w przedzieranie się, było dość ambitnie, ale że co, my nie damy rady 😉

Jeszcze jedno zwiedzanie wnętrz i wracamy na szlak.

Kolejne miejsce do odwiedzenia na naszej trasie, to miejsce w którym odbyła się bitwa pod Sarbinowem.

Więcej o samej bitwie można przeczytać tutaj.

A tutaj polska myśl techniczna. Wieża widokowa z której nic nie widać (bo z trzech stron otaczają ją wysokie drzewa), no może poza pomnikiem, który i tak można zobaczyć z bliska. Ławeczki, żadna w poziomie, każda pod innym kątek i większość dla dzieci z przedszkola, bo na takiej wysokości zamontowane, że dorosły człowiek nie wie co zrobić z kolanami.

No ale w pobliżu jest za to porządna, szeroka droga rowerowa do Chwarszczan.

Z Chwarszczan drogą rowerową pojechaliśmy  na Dargomyśl, a potem drogami różnej jakości przez Oborzany i Hajnówkę do Smolnicy.

Pałac w Smolnicy.

Pałacowy kot jak nas zobaczył to z ciekawości przyszedł zobaczyć co to za dziwadło podjechało, z którego w dodatku wystaje jakaś głowa. Korba była zajęta żebraniem o popcorn, który w tym czasie jedliśmy więc nie była w stanie go zobaczyć. Za to gdy ich wzrok chwilę po zrobieniu tego zdjęcia się spotkał, było wesoło 🙂

Ze Smolnicy jedziemy nad j. Czaple, przy którym ostatnio powstały nowe wiatki. Szczególnie fajne jest miejsce nad jeziorem koło grodziska, idealna miejscówka na nocleg poza sezonem letnim.

Dalej kierunek Dyszno.

Po drodze napotykamy pomnik radzieckich pilotów, którzy kiedyś się tutaj rozbili.

W Dysznie udajemy się do parku pałacowego. Po samym pałacu, dawnej siedziby Aleksandra von Humboltda (lata 1766-1793), zostały już tylko brzydkie zgliszcza, ale jest za to pomnik.

A jak wjedzie się wgłąb parku, to spotkać można 18 starych dębów.

Jest także piękna lipowa aleja.

Nocleg znajdujemy na rozległej łące jadąc w kierunku j. Ostrowieckiego.

Powiadasz, że mamy się pakować? Ale na pewno, już teraz?

Korba i jej korba na punkcie kija 🙂

No to ruszyliśmy, kierunek Godków, choć nieco naokoło. Najpierw asfaltem do Różańska.

Ciekawa miejscowość z mnóstwem starych zabudowań. Kościół barokowy z 1735 r.

Dworzec kolejowy na nieczynnej już linii kolejowej, na której za jakiś czas powstanie kolejna z tras rowerowych.

Ruiny młyna.

Dalej pojechaliśmy do Rościna.

Po drodze ruiny starego zabudowania.

Myślisz sobie piękne miejsce, dopóki nie wejdziesz w ich głąb i zaczynasz się zastanawiać co za troglodyta nie może wywieźć tych śmieci do ekoportu. No cóż, niestety my Polacy jesteśmy straszliwymi syfiarzami. Interesuje nas tylko własny ogródek, a wszystko co poza nim, to już się nie liczy.

Kolejna atrakcja wycieczki to głaz Klickstein.

Byłby jeszcze większą atrakcją gdyby mało rezolutni Polacy go nie zniszczyli.

Rościn.

No proszę, sklepik jak ta lala 🙂

Nad jeziorem w Rościnie, na miejscu odpoczynkowym wykonanym chyba własnym sumptem mieszkańców, jemy szybki obiadek. Przyszedł czas na wrapy.

A Korba, jak to Korba.

W Rościnie obok obecnie używanego kościoła, znajdują się jeszcze ruiny starego.

Są także ruiny pałacu.

Z Rościna jedziemy na Pniów a potem do Czernikowa, zobaczyć barokowy Pałac Wedlów wybudowany w 1850 r.

No cóż pałac jest, ale czasy jego świetności minęły już dawno temu.

Z Czernikowa obieramy kierunek na Dobropole, mijając j. Czernikowskie od zachodu.

Najpierw drogą, a potem też drogą, tylko taką już zaoraną i porośniętą rzepakiem.

Ale były dwa wyraźne ślady maszyny rolniczej, więc jechało się całkiem przyzwoicie, a do tego z pięknymi widokami.

Ruiny pałacu klasycystycznego z XVIII wieku (1760-1770) w Dobropolu.

Jest także kościół klasycystyczny pod wezwaniem Matki Bożej Różańcowej, zbudowany na bazie kwadratu.

Nie żebym się skarżył, ale buziaka z języczkiem, to już nawet ja od żony nie dostaję… co innego Korby 😉

Z Dobropola asfaltem do Lisiego Kątu, a stamtąd omijając dk 26 jedziemy na skróty do Trzcińska.

Na początku było całkiem nieźle, ale potem nawigacja wymagała odrobiny finezji i samozaparcia 🙂

Przygoda, przygoda… każdej chwili szkoda 🙂

W końcu docieramy do Trzcińska, robimy zakupy w Biedrze, uzupełniamy wodę i lecimy ścieżką rowerową do Godkowa na pociąg.

A ścieżka wiosną wygląda wręcz magicznie.

Okazało się że jak po pchaniu w terenie dotarliśmy do asfaltu, to nogi same zaczęły pedałować, więc co by nie stać bezczynnie na dworcu Wanda wzięła się za społeczne prace porządkowe. Niestety dziki  przed Godkowem dość mocno rozryły pobocza, więc będzie potrzeba zmobilizowania tam specjalistycznego sprzętu.

No to w pociąg i do domu. Niby znowu ta sama trasa, ale jakże inna i równie atrakcyjna, a kilka miejsc w okolice zostawiliśmy sobie jeszcze na następny raz 🙂

Komentarze

komentarzy