W okolicach Karlina

W piątkowy wieczór kolejny rowerowy wypad zaczynamy w Mołtowie i jedziemy na nocleg w kierunku Parsęty, poszukać tam Zbyszka, Oli, Kuby  i Pepi.

Po drodze tylko las i jedna przeprawa przez strumień, ale po kładce zbudowanej z kilku drzewek, bułka z masłem.

Wieczorem jak zwykle ognisko, jak zwykle do późna, a z rana ruszyliśmy w kierunku Karlina.

Dobra rozgrzewka nie jest zła, a w szczególności rozciąganie ciała.

Od  modyfikujemy trasę, aby (jak się później okazało przez pierwszą połowę dnia) trzymać się Parsęty.

Mogliśmy przejechać po normalnych drogach, ale nas interesował bliski kontakt z rzeką, czasem wydawałoby się, że bardzo bliski.

Będąc na wysokości Pyszki, objeżdżając stare zakole rzeki czekała nas przeprawa przez wodę (nie pierwsza i nie ostatnia na tej wycieczce) z koniecznością ulepszenia postawionej przez kogoś kładki.

Zapachniało wiosną, zrobiło się nieco cieplej, a towarzystwo się rozsiadło niczym na pikniku… i gdyby nie asfaltowa droga idąca po drugiej stronie rzeki z przejeżdżającymi co jakiś czas hałaśliwymi autami, to kto wie, czy nie byłoby to idealne miejsce na nocleg i pobicie rekordu najkrótszej wycieczki 🙂

No ale pojechaliśmy dalej, cały czas uparcie trzymając się Parsęty.

Gdzieniegdzie w lasach można było jeszcze zastać ślady po mijającej zimie.

Kolejny odcinek to ciężka przeprawa przez bukowy las.

Po drodze czekało na nas kilka strumieni do pokonania.

Skoro Zbyszek ugrzązł w tym miejscu na facie, to wiadomo było, że mnie też czeka taki los, no ale trzeba było spróbować 🙂

Potem jeszcze trochę spacerkiem wzdłuż rzeki, w której wykąpały się oba psiaki, a Korba znowu zrobiła pokaz skoków do wody.

W zasadzie już prawie byliśmy na drodze, ale za namową Wandy poszliśmy jeszcze wzdłuż pięknego wąwozu.

Wychodzisz z lasu myśląc sobie że to już koniec pchania, a to jeszcze nie koniec.

Most pomiędzy Kłopotowem a Wrzosowem.

Kawałek dalej odnaleźliśmy całkiem okazałe ruiny starego młyna oraz pierwsze oznaki nadchodzącej wiosny.

Pałac w Lubiechowie.

Ostatnie km do Karlina jedziemy po ścieżce rowerowej nadrabiając nieco czas, którego do końca dnia wiele już nie zostało.

Most w Karlinie.

Jadąc na południe, dalej wzdłuż Parsęty, zwiedzamy niedokończoną elektrownię wodną.

Nocleg znajdujemy na skraju pola, za jednym z mostów na Parsęcie. Znowu wielkie gotowanie, Tym razem kucharz przygotował Makaron Arrabbiata ze sporą ilością papryczek chilli, ale że wieczór był długi, to na jutrzejszy obiad została jeszcze ugotowana zupa cebulowa.

Świtem koło południa, po tym jak zasiedzieliśmy się przy śniadaniu ruszamy w drogę powrotną do Mołtowa.

No może nie tak od razu w drogę powrotną, bo najpierw obieramy kierunek na Nasutowo, zobaczyć jak prezentuje się stary dwór i jego okolica. Kiedyś to miejsce pewnie wyglądało zdecydowanie lepiej.

Na wyjeździe z kolejnej miejscowości jaką było Zagórze czekała na nas miła niespodzianka. Lina strażacka z kawałkiem kijka u dołu robiąca za miejscową huśtawkę, co w towarzystwie Kuby i Zbyszka oznaczało dłuższy postój, taka przerwa obiadowa tyle że bez obiadu 🙂

Zabawa była przednia, ale Zbyszek wymyślił, że może jakbyśmy zrobili odciąg z liny, którą będę trzymał w jednej ręce a w drugiej huśtawkę, to rozciągając mnie w dwie strony, będzie można mnie puścić z większą siłą w dół 🙂 Do zabawy dołączyła jeszcze Korba stając mi na drodze, więc to wszystko razem wzięte skończyć mogło się tylko w jeden możliwy sposób, spektakularną glebą 🙂

Dalej kierowaliśmy się na miejscowość Podwilcze.

Piękny, stary budynek i kościół pw. Św Marcina.

Natomiast naszym celem był znajdujący się na skraju miejscowości pałac.

Mimo że w strasznym stanie, to jednak robiący wrażenie. Mamy tylko nadzieję, że tutaj naprawdę odbywa się jego remont.

Od strony parku pałacowego nie wygląda już tak okazale.

Dalej przez żwirownię jedziemy na Rokosowo, w końcu można powiedzieć, że zaczynamy wracać.

Most nad Pokrzywnicą, a u jego podnóża mała zapora wodna wykonana przez miejscowe Bobry.

W pobliży Rokosowo Młyn, przy wyschniętym stawie zawalisko. Nasza droga straciła ciągłość, czyli dzień jak co dzień, przeprawiamy się przez strumień.

Sama przeprawa poszła dość gładko, ale podczas wpychania roweru na górę drogi Zbyszek urwał hak przerzutki. Pomysłów na rozwiązanie tego problemu było przynajmniej kilka, ale wygrało najlepsze, czyli z dostępnych nam materiałów odbudowanie haka. Kawałek płaskownika z dwoma dziurkami zamontowany do ośki, do niego kawałek starego haka robiący za dystans, do tego przerzutka i Zbyszek jedzie dalej jakby nic się nie stało. Co jak co, ale on ma gotowe rozwiązanie na każdy możliwy problem 🙂

Dziewczyny w międzyczasie poszły na małą sesję do pobliskich ruin.

 Dalej kierunek Myślino.

 Kościół pw. św. Piotra i Pawła w Robuniu.

Z Myślina do Mołtowa pojechaliśmy szlakiem Nordic Walking.

Kolejny bardzo udany weekend na rowerach. Udało odwiedzić się tereny na których już dawno nas nie było, a które skrywają wiele ciekawych miejsc 🙂

Komentarze

komentarzy