Pomiędzy Myśliborzem a Dębnem

Po ostatnich leniwych weekendach uznaliśmy, że najwyższy czas znowu ruszyć się na rower. Tym razem wypadło na okolice Myśliborza. Zaczynamy w miejscowości Dalsze, kilka km na południe od Myśliborza i zielonym szlakiem kierujemy się dalej na południe.

Ponieważ pogoda w ten weekend była dość wietrzna, zdecydowaną większość trasy stanowiły drogi leśne, tam było dużo przyjemniej.

Pierwszą atrakcją na naszej trasie miało być Muzeum Lotników Litewskich. Muzeum niestety zamknięte, klucze w pobliskim domu u Pani Zosi, ale Pani Zosi chyba nie było, bo Pani którą zastaliśmy na miejscu nic nie wiedziała i jakoś nie za bardzo była zainteresowana, aby nam pomóc.

No nic, pojechaliśmy dalej do miejsca w którym katastrofa rzeczywiście  miała miejsce. Litewskim lotnikom została do Kowna 1/10 przebytej już drogi.

Zaciszne miejsce odpoczynkowe w środku lasu, z kilkoma ciekawie zdobionymi wiatami.

Dalej zielonym szlakiem dojechaliśmy do punktu odpoczynkowego na południowym krańcu jeziora Zielin. Przed samym miejscem odpoczynku Wandy pedał, z którym już wcześniej były problemy, odmówił posłuszeństwa, tym razem jednak już na dobre.

Próby rozbierania i składania nic nie dały, a pedałowanie samym trzpieniem pedała do końca weekendu byłoby dość uciążliwe więc najkrótszą drogą zawracamy do samochodu.

Dalej autem do najbliższego sklepu rowerowego w Myśliborzu, gdzie z serwisu pozyskujemy jakikolwiek działający lewy pedał i wracamy na szlak, ale tym razem auto zostawiamy nieco dalej, w Dolsku.

 

Zobaczyliśmy jak tam idzie remont pałacu, a idzie dość powolnie, po czym wróciliśmy na szlak.

Tym razem nie będziemy się już tak kurczowo trzymać zielonego szlaku, gdyż dużo ciekawiej zapowiadała się droga wzdłuż jeziora Postnego.

 A Wanda cały czas kombinowała jak by tu uatrakcyjnić wycieczkę 🙂

Mieszkaniec tego drzewa ma chatę zdobiona lepiej niż nie jedna kamienica w Szczecinie.

Dalej meandrując pomiędzy mniejszymi jeziorami jedziemy na Wyrąb, a potem w kierunku stawów hodowlanych.

Groblą koło miejsca odpoczynkowego (którego już nie ma) przeprawiamy się na drugą stronę wody.

Na końcu stawów hodowlanych znowu trafiamy na zielony szlak (idący jedną z głównych dróg przeciwpożarowych – nie wiemy dlaczego) i po chwili zmieniamy go na idący wzdłuż Myśli szlak koloru czerwonego.

Miejsce odpoczynkowe nad Myślą, na którym mieliśmy plan aby zanocować. Trochę za blisko drogi, sporo śmieci, do tego nie równo i nawet ta pamiątka pozostawiona przez kogoś na stole nas nie przekonała.

Pojechaliśmy kawałek dalej w dużo bardziej ustronne miejsce, nad samą rzeką.

Wieczorem ognisko, książka, obiadokolacja z kociołka (smażone bakłażany z masłem orzechowym, kaszą, pomidorami… mniami mniami).

Rankiem miało padać, no i padało, tylko nieco dłużej niż było w prognozie. Więc wyspaliśmy się ponad miarę, zjedliśmy śniadanie i… ucięliśmy sobie jeszcze drzemkę 🙂 no bo skoro po południu miało świecić słońce, a my byliśmy około 12km w linii prostej od auta, to w zasadzie nigdzie nam się nie spieszyło.

Nieco przed 14 udało nam się ruszyć w drogę, chyba nasz nowy rekord 🙂

Więc najpierw szybciutko do Dębna, w którym można jeszcze zobaczyć tak pięknie zdobione kamienice.

W parku miejskim trafiliśmy na pozostałości cmentarza.

Dalej pojechaliśmy żółtym szlakiem wzdłuż rzeki Kosy.

Kapliczka św. Huberta kawałek dalej nad rzeką.

Po drodze mijamy kilka pięknie wyglądających w słońcu terenów podmokłych zwanych bagnami.

Rozlewiska nad Kosą koło bocznicy kolejowej w Barnówku.

Nasz żółty szlak zaznaczony na OSM trochę się rożni od tego, który faktycznie jest wyznaczony w terenie.

Zejście do jeziora Smoleń.

Dalej pojechaliśmy do Dyszna, w którym między innymi można zobaczyć tą piękną wieżę kościoła.

W Dysznie odnajdujemy czarny szlak, którym będziemy się kierować aż do końca naszej wycieczki.

No z małym wyjątkiem po drodze, ponieważ Wanda postanowiła przy starej linii kolejowej odnaleźć jakieś zabytkowe kamienie.

Kamienie są zaznaczone na „West is the best”, ale w złym miejscu, na mapie jakieś 150 metrów od faktycznego miejsca położenia a według opisu duuuużo dalej, ale dzięki uporowi Wandy udało się 🙂

Są w odległości kilku metrów od nasypu kolejowego, tyle że w gęstych krzakach, latem raczej nie do odnalezienia, tym bardziej że jeden z nich leży.

Wracamy na czarny szlak i wzdłuż j. Ostrowieckiego jedziemy do Ostrowca.

Przed samą miejscowością pomnik poległych w I wojnie światowej.

I kamień pamiątkowy jako jedyna pozostałość po starym cmentarzu.

Jeszcze tylko 4 km przez las i byliśmy z powrotem w Dolsku, tylko jakoś godzina na zegarze w kościele nie bardzo odpowiadała faktycznej. Czas zimowy minus 1h 🙂

Fajnie tak sobie na spokojnie pozwiedzać stare i nowe okolice, przy w zasadzie dość dobrej pogodzie, choć nie powiem, czekamy z utęsknieniem na pierwsze ciepłe dni z temperatura powyżej 20 stopni i możliwość wylegiwania się w hamaku 🙂

Komentarze

komentarzy