Skoro w czwartek gruchnęła informacja o tym, że most został udostępniony dla zwiedzających, postanowiliśmy się tam wybrać w sobotę, aby zobaczyć czy już pierwszego dnia weekendu przyciągnie tłumy rowerzystów.
Wystartowaliśmy z Przyjezierza i spokojnie kierowaliśmy się w kierunku Siekierek.
Innym, równie ważnym powodem była wiosna i możliwość przejechania się tą trasą, w pięknych zielono-żółtych barwach, przy akompaniamencie tysiąca ptaków zamieszkujących okoliczne krzewy.
Po drodze postanowiliśmy zobaczyć z bliska jezioro Nowe Objezierze Wschodnie.
Szczególnie z bliska, a nawet dogłębnie postanowiła obejrzeć je Korba.
W zasadzie wycieczka dla niej w tym miejscu mogłaby się skończyć. Zabawa piłeczką i co jakiś czas do wody i tak na zmianę, to wszystko czego potrzebuje do szczęścia, no może za wyjątkiem miski pełnej jedzenia 🙂
Okolice podczas wiosny wyglądają zachwycająco.
Stacja Klępicz, chyba najładniej zorganizowane miejsce odpoczynkowe dla rowerzystów na całej trasie.
Widok na Kruszarnię znajdująca się po drugiej stronie stawów hodowlanych.
Jest i punkt odpoczynkowy przy wodospadzie.
Ruiny młyna.
I w końcu zaczynają nas mijać rowerzyści, czasami nawet w hurtowych ilościach.
Na skrzyżowaniu z drogą wojewódzką będzie funkcjonował foodtruck z pysznym jedzeniem. Skąd wiemy że będzie pyszne? A bo będzie go prowadził nasz dobry znajomy Rysiek z Wiejskiego Kocura. Ci, którzy znają go z Zatoni Dolnej wiedzą, że będzie pysznie 🙂
Oczywiście zostaliśmy na dłuższe pogaduchy, potem zaczęli się zjawiać kolejni znajomi łącznie z ekipą Zimnej Zośki z Mirowa 🙂
W końcu po jakichś dwóch godzinach udało nam się pokonać ostatnie 200 metrów i podziwiać most wraz ze sporą grupą innych rowerzystów.
Na niemiecki most niestety poczekamy jeszcze rok czasu.
Punkt widokowy.
No to czas wracać, tyle że powrót w porównaniu do drogi do mostu miał być normalną wycieczką, a nie zjazdem w dół po asfalcie. Chcieliśmy jadąc po terenie zaliczyć kilka okolicznych górek.
Przed stawami skręciliśmy w las i piękną drogą pożarową pojechaliśmy w kierunku Golic.
Za Golicami dalej na północ w kierunku Niesułowa, malowniczą droga pomiędzy jeziorami.
Korba jak to Korba, nie przepuści takiej okazji do ochłodzenia.
Dalej przecięliśmy mało przyjemną do jazdy rowerem (ze względu na duży ruch samochodów) drogę wojewódzką nr 124 i dalej przez pola. Korba jakby nie była pewna, czy oby na pewno chcemy tędy jechać.
Czemu? Ano właśnie temu. Glina, która bardzo szybko zakleiła nam koła i napęd. No to czyszczenie i próba jazdy po zielonym, znowu czyszczenie i pchaliśmy sobie dalej 🙂
Na szczęście nie trwało to długo, aczkolwiek obsypujące się błoto odklejało się od rowerów przez następne dwie godziny.
Z Niesułowa dalej prosto do Czachowa.
Popołudnie miało być mocno deszczowe i było, tylko nie nad nami, kolejna brzydka chmura minęła nas bokiem 🙂
Jedyny deszcz tego dnia na trasie trafił nas w Łukowicach, przeczekaliśmy go kilka minut pod wiatą choć w zasadzie nie było to konieczne.
Potem za nawigację wzięła się Wanda i do Mętna pojechaliśmy niemal na wprost, drogami których nie znajdziecie na normalnych mapach. Spotkaliśmy Żurawie i szkielet jelenia zeżartego przez… hmmm, pewnie przez wilki.
Ten odcinek to pasmo idealnych miejscówek na nocleg, jedna była nawet zadaszona 🙂
W Mętnie wjechaliśmy na niebieski szlak, którym udaliśmy się w kierunku Dolska. Fajna leśna droga, ale bez spektakularnych widoków. Więc po minięciu j. Górka skręciliśmy w prawo na pola. Były dwa wyraźne ślady, że ktoś tędy jechał, więc pojechaliśmy i my 🙂
I ten Wandy pomysł, to był strzał w dziesiątkę.
Dwa różne obiektywy, dwie różne perspektywy. Po chwili nawet dojechaliśmy do drogi, takiej co jej nie ma na mapie i nią pojechaliśmy w kierunku Przyjezierza.
To był chyba najfajniejszy odcinek całej tej wycieczki, który zrobił nam dzień 🙂
Takie góry, tak blisko Szczecina 🙂
Kolejna chmura znowu minęła nas bokiem, tym razem to nam się dopiero upiekło.
Jeszcze tylko wzdłuż jeziora i już prawie jesteśmy w Przyjezierzu gdzie czeka na nas auto. W zasadzie to pojechaliśmy samochodem, żeby wrócić wcześniej do domu i nie czekać na pociąg około 17, a tymczasem wyszło jak zwykle i nie zdążylibyśmy nawet na ten po 20 :).
Droga do Siekierek i powrót, to dwie zupełnie różne wycieczki, ale obydwie równie piękne, polecamy obie trasy.
Najnowsze komentarze