Wzdłuż Regi

Tym razem po raz pierwszy wysiadamy na stacji Baszewice, gdzie dowiózł nas hybrydowy bursztynek. W zasadzie dwa tygodnie temu byliśmy w tych okolicach z Olą i Pepi, ale ostatnio okazało się że Wanda na jednym z odpoczynków zostawiła poddupnik, więc pojechaliśmy z misją ratunkową 🙂

Żeby nie wracać na miejsce zagubionego poddupnika dokładnie tą samą drogą, najpierw jedziemy na Trzygłów.

Dziwne tu mają bociany, oj dziwne 😉

Pałac w Trzygłowie dość dobrze schowany za budynkami.

No to pojechaliśmy zobaczyć pozostałości po starym niemieckim cmentarzu, do którego prowadzi ścieżka pośród takiej pięknej alei drzew.

Jest i brama, na której po obu stronach dość dobrze zachowały się jeszcze niemieckie napisy, przetłumaczone na czerwonych tablicach na język polski.

Z ocalałych nagrobków skomponowano takie oto lapidarium.

Zrobiło się już wystarczająco ciepło, więc Korba zaczęła oglądać się za dostępem do jeziora 🙂

Z Trzygłowa szutrówką jedziemy na Waniorowo.

Po drodze znaleźliśmy jeszcze czas na poleż, a może nawet małą drzemką na łące przy drodze. Nawet jelenie widząc nas wylegujących się na kocu, nie były skłonne do ucieczki.

Z Waniorowa do Barkowa i dalej najkrótszą drogą na miejsce naszej zguby.

Koło wielkiego powalonego drzewa, przy którym mieliśmy postój niestety nic nie było, więc postanowiliśmy go poszukać nieco dalej, a może wiatr gdzieś przeniósł, albo jakiś zwierzaczek.

No i znalazł się kilkadziesiąt metrów dalej 🙂

Dalej szybki przejazd przez Płoty i jedziemy w kierunku Reska.

Żeby nie było za łatwo wybieramy ścieżkę nad rzeką, alternatywą po tej stronie rzeki była jedynie stara dk6, więc uprawialiśmy krzaking.

Początkowo nie było tak źle, trzeba było pokonać jedynie kilka przewróconych drzew, a sama ścieżka była bardzo fotograficzna 🙂

Z czasem dochodziły do pokonania strumyki oraz krzaki pełne kolców.

Pod koniec naszej walki zrobiło się ambitnie, drogę ciężko było znaleźć pośród kłujących krzaków, brzeg stał się wysoki, ale jakoś przedostaliśmy się do normalnej drogi leśnej w okolicach Lisowa.

Dalej już bez przygód jechaliśmy trzymając się rzeki. Początkowo chcieliśmy zaliczyć jeszcze tego dnia Resko, ale ponieważ pomiędzy Taczałami a Żerzynem znajduje się strefa programu „Zanocuj w lesie”, to postanowiliśmy skorzystać z tej okazji.

Jedno z miejsc odpoczynkowych z ciekawym widokiem na rzekę i ruiny mostu nadawałoby się idealnie, na nocleg gdyby nie było przy samej drodze. Więc pojechaliśmy dalej na tzw koniec drogi.

Po drugiej stronie znajduje się lotnisko Makowice, miejsce tegorocznego Woodstoku. Ciekawe ilu ludzi wpadnie na pomysł, aby przyjechać tutaj na słuchanie koncertów i jak to miejsce będzie wyglądało po tym wydarzeniu.

Rankiem deszczowo, więc wysypiamy się za cały tydzień. Ale szybciutko wstało słońce i zrobiło się bardzo ciepło.

To nic, że Wanda wcześniej ułożyła plan wycieczki, skoro miała czas to według tradycji wypadało go cały czas korygować.

Jeszcze ostatnie zdjęcie mostu i jedziemy dalej.

Próg wodny przez Żerzynem.

Pozostałości po cmentarzu przy ruinach kapliczki.

I sama kapliczka.

Dalej wzdłuż rzeki do Reska.

Wzgórze zamkowe, czy może to jest miejsce gdzie tubylcy tłuką szkło na szczęście?

Czekając na jedzenie z Mozaiki można popatrzeć nad górujący nad miasteczkiem kościół pw. Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny.

Korba na każdej wycieczce znajdzie sobie adoratora, zwykle umaszczonego dokładnie na odwrót.

Dalej na Potuliny po drodze zahaczając o j. Łabuńsko celem wykąpania Korby.  Okoliczne łąki to bardzo dobre miejsce na dłuższy poobiedni odpoczynek.

Co robić, jechać czy odpoczywać dalej? Jechać!!!

Za Mołstowem dojazd pożarowy nr 30, to taka piękna górska droga, z mnóstwem rozrzuconych głazów po jej obu stronach.

A to chyba najładniejszy odcinek idący wzdłuż strumyka.

Pałac w Klępnicy.

Jeszcze pomnik na pobliskim cmentarzu z czasów I WŚ.

Dalej pojechaliśmy już na stację, ale nie tą w Klępnicy, bo tutaj nasz pociąg nie stawał.

Więc dalej do Worowa. Jeszcze tylko przeprawa prze Kładkę, od Wandy ostatnich urodzin jej stan jakoś specjalnie nie pogorszył się .

Dlaczego prawie nie ma mnie na zdjęciach? Właśnie dlatego 😉 A może dlatego, że to ja robię zdjęcia? Już sam nie wiem…

Wraz z zachodzącym słońcem dojeżdżamy na stację. Misja ratunkowa zakończona sukcesem, a wiosenny weekend nad rzeką, to bardzo fajny pomysł na wycieczkę. No nic, będziemy kontynuować 🙂

Komentarze

komentarzy