Wzdłuż kanału elbląskiego

Dalej pojedziemy szlakiem kanału elbląskiego, choć trzymać go się dokładnie tak jak idzie na mapie, zamiaru nie mamy.

Wyjazd z Ostródy nasypem kolejowym wzdłuż jeziora to mała tragedia ze względu na nawierzchnię, ale dalej jest już lepiej. Oczywiście wzdłuż nasypu przy samy jeziorze też była droga i to dużo lepsza, no ale kto by o tym wiedział.

Niby fajnie, piękne szuterki a tu nagle piaseczek. Nasza zaplanowana trasa w tym miejscu i tak skręcała w lewo, aby zobaczyć po drodze śluzy na kanale.

Główną atrakcją są znajdujące się pod koniec trasy pochylnie, po których statki wjeżdżają na specjalnych wózkach.

Jak można oszpecić piękny, zabytkowy budynek? Właśnie tak! Miłomłyn.

Śluza w Miłomłynie.

Dalej przejeżdżamy groblą przez j. Ilińsk (Jelonek) i w zasadzie jedziemy już tylko szukać noclegu, aby by Zbyszek nie musiał za daleko wracać się jutro na pociąg. Niestety obowiązki służbowe wezwały go wcześniej na szkolenia 🙁

A noclegu trochę się naszukaliśmy.

Aż w końcu trafiliśmy na nieczynne już miejsce biwakowe lasów państwowych, gdzie było wręcz idealnie. Nieczynne, czyli bez ludzi 🙂

Jeszcze przed świtem, gdy słońce niesamowicie podświetlało chmury pożegnaliśmy Zbyszka, który pojechał na pociąg do domu, a my postanowiliśmy sobie z tej okazji pospać godzinę dłużej, do 6:30 🙂

Szlak wzdłuż kanału był dobrze oznakowany i o całkiem dobrej nawierzchni, więc cisnęliśmy, żeby dojechać w miarę daleko, przed zapowiadanymi na popołudnie deszczami.

Małdyty.

Małdyty opuszczamy nieczynną linią kolejową w kierunku Gumniska Wielkie, licząc na fajne widoki, czy ciekawy most kolejowy nad kanałem, ale tym razem nic z tych rzeczy.

Tylko jakieś miejscowe chłopaki urządziły tu sobie obóz.

Dalej mocno zbaczamy ze szlaku aby zobaczyć dworzec, który niestety stoi na prywatnej posesji.  Jak dodać do tego drogi którymi jechaliśmy, to wcale nie byliśmy przekonani, że było warto.

Kuna, tak sobie siedziała i nas obserwowała 🙂

Wracamy nad kanał i już będziemy się starali trzymać go jak najbliżej.

Jest pierwsza pochylnia – Buczyniec. Mamy duże szczęście, na sam koniec dnia (jeszcze przed deszczem) obserwujemy jak jadą pod górę dwie łódki.

Pochylnie działają poprzez to, że są napędzane wodą, która potem spływa na w dół kanału.

No, niezła górka 🙂

Ostatnie dwie łódki zniknęły, pochylnie zakończyły swoją pracę, a my pojechaliśmy dalej.

Kolejna tego dnia, Kąty.

Ponieważ we wszystkich działa ten sam mechanizm, są one do siebie bardzo podobne, no różnią się tylko kanałami którymi schodzi w dół woda napędzająca maszyny.

Pogoda nie była za ciekawa, nie chciało nam się za bardzo szukać odludzia, więc rozbiliśmy się na wale licząc na to, że tą drogą po drugiej stronie nikt jeździć nie będzie. No ale jeździli, również po zmroku, więc nie było to najlepsze rozwiązanie.

Ruszamy z samego rana, jeszcze przed otwarciem pochylni.

Pochylnia Oleśnica.

Jedyne różnice to kanały do spuszczania wody.

Dalej dojeżdżamy do miejsca odpoczynkowego przy drodze wojewódzkiej, które zostało zorganizowane na starym śladzie drogi. Nie wiem czy miejscówka przy drodze wojewódzkiej jest idealna na odpoczynek, no ale niech będzie. Szkoda tylko że nie pokusili się o zrobienie przejazdu rowerowego na wprost, najbliższy zjazd jest około 200-300 metrów od tego miejsca, ok dla rowerów to może nie problem, ale dla pieszych już raczej tak. Więc ludzie będą kombinować… a nie o to chyba chodziło.

Pochylnia Całuny, no to wszystkie zaliczone.

Trasa zrobiona, a więc dalej już tylko asfaltem do Pasłęka gdzie czeka na nas auto. A potem, no właśnie, korzystając z okazji, że jesteśmy aż tutaj, czas zobaczyć Mierzeję Wiślaną 🙂

Komentarze

komentarzy