Z Drezdenka na koniec świata

Tym razem kierunek Lubuskie. Jako, że na rowery po długiej przerwie w końcu mógł wrócić Zbyszek, pojechaliśmy w rejony bliżej niego. Po dojechaniu do Drezdenka udajemy się na południe, gdzie nad jeziorem Rąpino czekał już na nas Zbyszek z Grelusami.

Wieczorem jak zwykle, ognisko z tostami i pieczone banany z gorzką czekoladą na deser.

Świtem koło południa, raczej bliżej południa ruszyliśmy w trasę trzymając się żółtego szlaku pieszego.

Dobrze że wiedzieliśmy którędy idzie, przynajmniej do czasu gdy był zaznaczony na mapie, bo z jego oznaczeniami w terenie było raczej kiepsko.

Miejsce biwakowania nad j. Solecko. Duża, fajna miejscówka, ale w samotności raczej tylko na zimę, widać że miejsce jest dość mocno uczęszczane.

Dalej ścieżką wzdłuż jeziora, oj czasami nie było łatwo.

Generalnie nie mieliśmy kłopotu z powalonymi drzewami w poprzek drogi, więc gdy tylko nadarzyła się stosowna okazja, Zbyszek postanowił sprawdzić jak to się robiło.

Źródliska nad j. Lubiatówko, które od j. Solecko oddziela wąski przesmyk, tzw. Wilczy Kąt.

Drucik, prawie idealnie zastępuje trytki, szczególnie jak się nie ma tych najmniejszych.

Jest las i był las.

Tereny na południe od Drezdenka, czy bardziej szerzej na południe od Warty, to tereny Puszczy Noteckiej. Taka sama piaskownica jak w Cedyńskim Parku Krajobrazowym.

Niestety trzeba powiedzieć, że sporo tutaj tną.

Po zjechaniu z żółtego szlaku obraliśmy nowy cel, zaznaczone na mapie wzgórze „Koniec Świata”.

Najpierw drogą która mocno przypominała drogę wzdłuż linii energetycznej, po której tydzień temu szedłem z Korbą.

Oj łatwo nie było, no ale w końcu jechaliśmy na koniec świata.

Kierunek mieliśmy dobry.

No to jest. Wzgórze jak każde inne. Wyróżnikiem była jedna ciekawie rozpostarta sosna, no ale żeby tabliczki nawet nie było? No nic, jak będziemy jeszcze kiedyś w okolicy, to przywieziemy swoją.

Patrząc za miejscem na nocleg kierujemy się nad stawy przy żródliskach Człopi. Po drodze kamień trzech dyrektorów.

Źródliska Człopi.

Mały spacer w celu obadania terenu  i wszystko jasne. Wieczór jak co wieczór, tym razem do tostów wjechała zupa z soczewicy.

Kolejny piękny, choć dość chłodny poranek.

Wracamy do drogi. Rzuciłem do Grelusa, że może na skróty, żartując sobie. Ale on nie zna się na żartach 🙂

Kierunek na północ, w kierunku Noteci.

Ulubiona zabawa Grelusa z Korbą, zabawa dzwonkiem.

To była wycieczka, podczas której w końcu można było zrobić sobie długą przerwę na słonku. Więc przerwa tu, przerwa tam, za daleko nie zajechaliśmy.

Pomnik upamiętniający ofiary I Wojny Światowej.

Przekraczamy rzeczkę Miała i jesteśmy już nad Notecią.

Wrota spustowe, do zalania terenu wodą z Noteci, po drodze do mostu kolejowego minęliśmy trzy takie.

Przed mostem prowadzącym do Starych Bielic rozdzielamy się ze Zbyszkiem, który pojechał na pociąg do Krzyża.

Jest i most, przy którym już przynajmniej ze dwa razy spaliśmy, choć po drugiej stronie rzeki.

Kolejne konstrukcje, które służyły kiedyś Niemcom do celów obronnych.

Wdrapaliśmy się na most, co wcale nie było takie łatwe i nasypem kolejowym podążyliśmy w kierunku Drezdenka.

W Drezdenku przy pl. Wolności mieści się muzeum Puszczy Drawskiej i Noteckiej.

A w tym pięknie odnowionym pałacu obecnie mieści się szkoła.

W końcu czuć wiosnę w powietrzu, w końcu jest ciepło za dnia, ale to raczej nie wpłynie pozytywnie na zwiększenie dystansów na naszych wycieczkach, raczej tylko na ilość robionych przerw. A jak zabierzemy jeszcze hamak… 🙂

Więcej zdjęć i przebieg trasy można znaleźć u Grelusa, czyli MasterOfNoRoad, czyli tutaj.

Komentarze

komentarzy