To była samotna włóczęga po nocy. Wanda pojechała w delegację więc korzystając z nadarzającej się okazji postanowiłem połączyć przyjemne z pożytecznym, wycieczkę rowerową z robieniem nocnych zdjęć i spotkaniem następnego dnia kilku przyjaciół… w zasadzie mógłbym zabrać kogoś ze sobą, ale wybrałem aparat 🙂
Ruszyłem około 20:00, gdy ja wyjeżdzłem z miasta wszyscy gonili na mecz Niemcy – Włochy… no cóż meczu nie widziałem, ale za to miałem takie widoki… 🙂
jadąc przez las Szlakiem Bielika spotkałem Koziołka, który chyba nie był specjalnie zadowolony, bo najzwyczajniej w świecie mnie obszczekał…
Łuna od słońca była widoczna jeszcze długo po jego zachodzie…
pierwszym dłuższym punktem przystankowym była wieża widokowa przy granicy w Mescherin… w zasadzie miało być gwiaździste niebo, ale z tym akurat szału nie było…
no to zmieniłem obiektyw aby zobaczyć co tam słychać w elektrowni…
widziałem ją przez długą część swojej wycieczki… poniżej widok z Gartz… w Gartz w knajpie koło zjazdu na szlak Odr-Nysa była miejscowa strefa kibica, czas dotarcia tam miałem idealny bo akurat trafiłem na wygrane przez Niemców rzuty karne…
a na niebie w końcu nieco się przerzedziło i można było pofocić…
można było, ale nie za długo no bo już o 1:40 było widać łunę od słońca… nic dziwnego, skoro był to jeden z najkrótszych dni w roku…
fabryka koło Schwedt…
Odra była przed świtem mocno zamglona… ogólnie było dość zimno, ale na szczęście wziąłem długie spodnie, polara i… rękawiczki 🙂
przeprawa na rozlewiska, na których miałem plan na dłuższy odpoczynek…
a na rozlewiskach równie biało…
widoczność miejscami była na jakieś 100 metrów…
w końcu dotarłem do punktu widokowego na wysokości Ognicy, widok na most po naszej stronie granicy…
a w zasadzie jakby dobrze się przyjrzeć, to dwa mosty 🙂
miałem plan aby sie tutaj nieco dłużej przespać, ale plan planem, a wyszło jak zwykle 1,5 godziny drzemki… kolejny cel wycieczki to sprawdzenie noclegu w hamaku by nieco odchudzić bagaż, w sakwie bez namiotu i materaca zostało jeszcze dużo miejsca… ale niestety troszkę zmarzłem, niby byłem ubrany, miałem puchowy śpiwór, ale wiatr zrobił swoje… trzeba będzie wymysleć na to jakiś patent 🙂
śniadanko….
i widok z wieży o poranku…
mosty…
jadąc w kierunku Krajnika Dolnego byłem pewien, że o tej godzinie powinienem natknać się na zwierzynę, no i się nie pomyliłem… był Myszołów 🙂
i dwa Lisy, kilka godzin wcześniej jeszcze po ciemku zza nasypu słyszałem dziki, miałem pomysł aby sprawdzić ile ich jest, ale gdy usłyszałem piski warchlaków to jednak zmieniłem zdanie, rodzice mogliby się wkurzyć…
przejechałem na naszą stronę granicy i udałem się w kierunku Widuchowej… przed Rurzycą jest zjazd, w zasadzie mały objazd drogą, która prowadzi do mostu z poprzednich zdjęć, a tutaj widok w drugą stronę…
no i ruchu samochodów tutaj nie ma 🙂
jeszcze cypel, na którym kiedyś nocowałem podglądając z rana Czaple…
z Ognicy do Widuchowej pojechałem najkrótszą drogą, niby powiatową, albo kiedyś była powiatową, odcinek przez las dość urokliwy, ale bardzo piaszczysty, było kilka dłuższych spacerków…
no i w końcu dotarłem na wycieczkę po Widuchowskim lesie… jak się okazało pieszo-rowerową… 😉
Fisher, razem z Dominikiem dali uczestnikom nieźle w kość, niby tylko kilkanaście km, a każdy pewnie ją dobrze zapamiętał 🙂
Fisher prowadził, czasami z tyłu ale prowadził, a Dominik co jakiś czas opowiadał o napotkanych po drodze atrakcjach…
Hubertówka…
cmentarz leśników niemieckich…
a na koniec była autostrada, najpierw krótko ale ostro pod górę, a potem już tylko zjazd do Widuchowej…
Fajnie był ich znowu zobaczyć i spędzić wspólnie kilka godzin…
Na koniec już tylko wygrany z dużą rezerwą wyścig z czasem jadąc na pociąg. Tempo miałem na tyle dobre, że jeszcze udało mi się odwiedzić Marwice i zaopatrzyć w pyszne sery – krowie, kozie i owcze 🙂
No Panowie, czekam na kolejną Waszą inicjatywę abym miał powód do następnego nocnego wypadu 😉
Najnowsze komentarze