Kolejna zimowa wycieczka z psiakiem za nami. Tym razem połączyliśmy przyjemne z pożytecznym, czyli jazdę na rowerze z zakupami w Schwedt. Odkąd jeździmy z Alaską, zaczynamy tak planować trasy, aby przez większość czasu mogła biec obok nas luzem, bo wtedy taka wycieczka sprawia jej największą frajdę.
Auto zostawiamy w Krajniku Dolnym i od razu ruszamy na rozlewiska Odry. To w zasadzie idealne miejsce na wycieczkę z psem, który może biegać sobie wolno, ale nigdzie specjalnie jak na przykład w lesie nie oddali się i niemal zawsze znajduje się w zasięgu wzroku.
Po drugiej stronie Odry mijamy Zatoń Dolną. Robimy zdjęcie i wrzucamy na fb Wiejskiego Kocura, żeby czekali z ciastem 😉
Piękne słoneczko, aczkolwiek dość mroźno ze względu na mocny wiatr, przed którym na rozlewiskach nie ma gdzie się ukryć. Póki co wiało w plecy.
Alaska coraz lepiej reaguje na komendy i można ją już czasem zostawić na nieco bardziej pozowane zdjęcie.
Ciekawe co by było gdyby zobaczyła tą Sarnę, na szczęście nie mieliśmy okazji sprawdzić po jakim czasie wróciłaby z tych zarośli, ani co jeszcze by razem z nią wybiegło.
Dziewuchy dzielnie jechały, w kierunku wieży w pobliżu Stutzkow, ale remont wału uniemożliwił nam dotarcie do celu, więc zrobiliśmy mały objazd.
Opcja po lodzie nie była najlepszym rozwiązaniem, szczególnie gdy ma się kolce tylko z przodu. Rower po naciśnięciu tylnego hamulca pięknie zatańczył, a Wanda sprawdziła twardość lodu i swoich pleców. Pierwszej pomocy udzieliła Alaska. Najpierw wylizała twarz, a potem jak Wanda chciała wstać to na nią wskoczyła.
Ale za to jak poprawiła jej humor.
Jedziemy w kierunku głównego przebiegu trasy Odra Nysa, aby nim dotrzeć do wieży w Stutzkow.
Na zjeździe, tym najbliższym informacja o tym, że odcinek którym jechaliśmy jest nieprzejezdny.
Trasa asfaltowa dość mocno uczęszczana przez Niemców, więc bierzemy Alaskę na hol.
A rozlewiska Odry całe zamarznięte, obecnie idealnie nadają się na łyżwy, albo na takiego tripa przez środek na rowerach wyposażonych w opony z kolcami.
Jest i nasza wieża.
A to miejsce, przez które musieliśmy zrobić objazd.
Właśnie dlatego lubimy mieć ją na luzie. Mimo, że jest z nami od miesiąca nie mamy obaw czy czasem nie ucieknie. Sama się pilnuje, coraz lepiej reaguje na komendę „do mnie” i zawsze wraca. Mam wrażenie, że czym bardziej pies jest trzymany na uwięzi, tym bardziej brakuje mu takiej zwyczajnej formy wolności i jest bardziej skłonny do ucieczek.
Jadąc w kierunku Schwedt zaczynamy przyzwyczajać Alaskę do przyczepki rowerowej, na razie naszej starej dwukołowej, która dodatkowo obecnie służy za jej legowisko. Plan był taki, aby najpierw ją nieco zmęczyć, a potem na asfalcie wsadzić na chwilkę do przyczepki. Póki co musimy jeszcze dopracować system mocowania psa, póki co jest dobrze, potrafi tam usiąść a nawet w trakcie prowadzenia położyć się . Jeszcze podejmujemy próbę przedarcia się w poprze rozlewisk do drogi, którą jechaliśmy na początku, bo tam nie ma ludzi, ale ta jest dokumentnie zalana, znaczy się pokryta lodem, a Wanda nie mam ochoty na kolejną glebę, a poza tym wiatr robi swoje i nieco zmarznięci wracamy czym prędzej do auta.
I jeszcze tylko na obiad do Wiejskiego Kocura, potem zakupy i do domu.
Hmmm, musimy tu za jakiś czas wrócić z namiotem 🙂
Najnowsze komentarze