Nigdy tam nie byliśmy, a słyszeliśmy że podobno można całkiem niedrogo zjeść… i do tego pod korek, no to po odespaniu ślubu, mając do dyspozycji tylko niewielką część dnia postanowiliśmy w końcu osobiście sprawdzić jak to tam jest 🙂
do Neu Grambow jak i samej knajpki trafiamy bez problemu… ale gospodarz gdzieś się zawieruszył i przez dobre 10 minut czekaliśmy aż ktoś się nami zainteresuje, no ale znalazł się i bardzo uśmiechnięty łamaną polszczyzną wytłumaczył nam co ma dzisiaj w menu 🙂
bierzesz talerz i nakładasz co chcesz i ile chcesz, a jak masz potrzebę to jeszcze możesz wziąć dokładkę… cztery mięsa do wyboru (no może nie dla nas) kilka sałatek, gotowane ziemniaczki, jakieś purre na kształt frytek, a na deser pudding ryżowy z musem porzeczkowym, do tego jeszcze owoce… dobra opcja dla podróżników, można zrobić sobie dłuższą przerwę i najeść się do oporu… co niejako uczyniliśmy 🙂
a co najlepiej zrobić z pełnym żołądkiem?
położyć się nim do góry, albo w dół jak kto woli 🙂
po krótkiej drzemce pojechaliśmy w kierunku Blankensee, zobaczyć autostradę rowerowa po naszej stronie granicy…
po drodze natknęliśmy się na cmentarzyk przy kościele w Schmagerow…
a przed jeziorem w Blankensee taki oto widok, około 100-150 samochodów, wszystkie na polskich blachach… nie zajeżdżaliśmy nad samo jezioro, ale teren przy wodzie musiał przypominać raczej ten nad Głębokim niż ciche i spokojne niemieckie jeziorko…
docieramy do ostatniego celu naszej wycieczki, a więc najpierw w kierunku miejscowości Łęgi…
a potem spowrotem do Dobrej… trzeba powiedzieć że trasa na tym w zasadzie krótkim odcinku jest dość mocno pofałdowana…
Najnowsze komentarze