Noworocznie z Rębusza do Dobiegniewa

No to wracamy na rowery! Czas najwyższy powoli kończyć tą rehabilitację ręki i wziąć się za nadrabianie zaległości, tym bardziej że noc sylwestrową dobrze jest spędzić z dala od tych wszystkich fajerwerków. Szczególnie jak ma się pod opieką psa.

No to jedziemy, kierunek Rębusz.

Wieczorem było deszczowo, więc plan był bardzo prosty. Jedziemy do najbliższego miejsca „Zanocuj w lesie”, rozbijamy obóz i… idziemy spać 🙂

Korba wyspała się aż nadto, bo od samego rana czekała na nas przez namiotem.

Taki bukowy las, to generalnie dobre miejsce na rozbicie namiotu.

Prognoza mówiła o deszczu, ale cały czas nie padało, a radar pogodowy nie pokazywał żadnych nadchodzących chmur. Ale jak tylko spakowaliśmy namiot… mogliśmy od razu zakładać rzeczy przeciwdeszczowe.

Ruszyliśmy w kierunku miejscowości Smędowa, a potem wzdłuż jeziora Bierzwnik, po jego południowej stronie.

Dobra droga pożarowa szybko nam się znudziła, więc postanowiliśmy trzymać się bliżej jeziora, tym bardziej że drogi będące na mapie nie były ze sobą połączone.

Na początku nie było jeszcze tak źle, bo było widać zarys drogi 😉

Dwa oblicza lasu w odstępie kilkudziesięciu metrów.

No to zaczynamy pchanie, a miała to być lekka wycieczka na rozruch i nie nadwyrężanie ręki 🙂

Dalej z Ostromęcka niebieskim szlakiem kierujemy się do Kolska, przy okazji upewniając się którędy idzie szlak, co by Grelus mógł uzupełnić dziurę na mapie.

Kolsk.

Wracamy do lasu i jedziemy na Ogardzki Młyn.

Dalej niebieskim szlakiem do J. Ogardzka Odnoga.

Najlepsza zabawa z odnajdywaniem szlaku zaczęła się nad jeziorem. Wszelkie dzisiejsze trudności były niczym, w porównaniu do przejścia tego szlaku z załadowanymi rowerami.

Całego i tak nie przeszliśmy, bo tam już nie dało się iść nawet bez rowerów. Więc idąc przez las poszukaliśmy dróg prowadzących do mostu pojednania.

Nasza kolejna wizyta w tym miejscu. W zasadzie to był już dobry czas na szukanie miejsca na nocleg.

Dobre miejsce było zaraz za mostem, kiedyś myślałem żeby tu w końcu przenocować, ale postanowiliśmy jeszcze trochę ujechać.

Powodem był żółty szlak, którego także nie ma na mapie. Na nasze szczęście, ten prowadził po drodze 🙂

Widok na j. Osiek.

Nad jeziorem Osiek jest bardzo fajne miejsce biwakowe, z dużą polaną, latrynami,  kilkoma wiatami i miejscem ogniskowym. Z suchym drewnem co prawda był problem, ale z pomocą przyszła nam kuchenka msr, która jak zwykle radzi sobie w takich sytuacjach.
Wieczorem standard: jedzenie: pyszne tościki i zupka cebulowa, suszenie ciuchów i możemy iść spać.

Prognoza na niedzielę równie deszczowa, choć dzień o poranku jakby ładniejszy, nawet gdzieś z dala było widać słońce. Jednakże decydujemy się wrócić wcześniejszym pociągiem, o ile na niego zdążymy, bo kolejna część żółtego szlaku miała biec ścieżką wzdłuż jeziora.

Stary dwór w Chomętowie.

W miejscowości szukamy jeszcze cmentarza, ale oprócz zarośniętego placu mniej więcej tyle z niego zostało.

Kościół w Chomętowie.

Jest i nasza ścieżka.

No ale ze ścieżką niezbyt dużo miała wspólnego, więc po około 200 metrach i kolejnych zwalonych drzewach robimy odwrót, bo inaczej nie zdążymy nawet na ostatni pociąg, tym bardziej że już robiło się deszczowo.

Następny w kolejce do zobaczenia czekał stary pałac w Osiekach.

A gdzieś na końcu parku pałacowego mieścił się stary cmentarz.

Który podobnie jak poprzedni cmentarza już nie przypominał.

Za to bardzo ładnie prezentowała się aleja drzew, która do niego prowadziła.

Przy cmentarzu spotkaliśmy żółty szlak, który szedł cały czas wzdłuż jeziora i pojechaliśmy nim dalej.

Nie wiemy na co liczyła Korba, ale mieliśmy nadzieję, że nie na kijka rzuconego do wody.

Wyjeżdżając z miejscowości w oddali było widać pozostałości po starej gorzelni.

Dobiegniew jedziemy dalej żółtym szlakiem do dworca gdzie ma swój początek, albo koniec. Jak widać mieszkają tutaj sympatycy rowerów.

Ratusz.

Całkiem ładnie odrestaurowany budynek dworca. Perony w przebudowie, ale choćby kawałka miejsca dla podróżnego pod dachem niestety nie uświadczysz. Nie no, znaleźliśmy takowe na przystanku PKS przed dworcem, ale to chyba nie tak powinno wyglądać.

No nic, jeszcze ostatnie tosty przed podróżą i wracamy do domu 🙂

To była dobra trasa na rozruch. Miało być lajtowo, ale wyszło jak wyszło, czyli jak zwykle na rowerach 🙂

Komentarze

komentarzy